Wojownik (18+)
- Tnij! – krzyknął. Kubijowycz wbił nóż w szyję Ruskiego. Ostrze weszło między mięsień obojczykowy i krtań, niszcząc jedno i drugie. Facet drgnął, krew polała się na podłogę. W nieskoordynowany sposób machał rękoma w daremnej próbie oswobodzenia się. Ruski chciał krzyczeć, ale dłoń oprawcy mocnym uściskiem trzymała mu usta.
- Tnij, kurwa!
Klinga noża zgrzytnęła o kręgosłup i prawie nie drgnęła. Pod ciężarem Kubijowycza facet szarpał się jak opętany, powiększając tylko jatkę. Zaczął drgać spazmatycznie, oddychał gwałtownie, palcami drapiąc podłogę. Krew była wszędzie, ochlapała nawet twarz Iwczenki. Chrząstki tchawicy ustąpiły – z rany wydobył się mdlący bulgot, czy charczenie, gdy krew nagle zmieszała się z powietrzem z otwartego układu oddechowego. Ołeksandr zwymiotował.
- Tnij… – Iwczenko był zaskoczony, jak bardzo się zmęczył. Ruski szarpał się i kopał nogami. Chciał wrzeszczeć, ale nie było już powietrza poruszającego struny głosowe, szyja w połowie oddzieliła się od tułowia. Iwczenko czuł wyraźnie, jak przecięta skóra odrywa się milimetr po milimetrze. Matko Boska!, pomyślał Petro. Odwrócił wzrok odruchowo łapiąc się za krtań.
Kubijowycz pracował jak w amoku. Na dłoniach czuł lepkie ciepło krwi. Jej metaliczny zapach wypełnił mu usta. Zacisnął oczy, z których popłynęły łzy. Zdychaj wreszcie, mędo! Zdychaj!!! Oddychał ciężko. Dokładnie czuł, jak ciało wroga leżącego pod nim zmienia się w zwłoki drania, który miał dzisiaj cholernego pecha… I to cholerne charczenie. I po co wam to było, skurwiele?!
W końcu wszystko ustało. Zwłoki zwiotczały. Nagle zrobiły się przerażające, jakby nie z tego świata. Bagnet upadł na podłogę, lądując w kałuży krwi. Wydawało się, że trwało to minuty, choć w rzeczywistości minęło zaledwie kilkanaście sekund odkąd wróg wszedł do pomieszczenia w którym się ukrywali. Spojrzenia Iwczenki i Kubijowycza spotkały się, gdy nagle:
- Misza?!
To z zewnątrz. Ukraińcy wrócili do rzeczywistości. Na zewnątrz nadal odzywały się pojedyncze strzały i dłuższe serie, a z rzadka wybuchy. I kroki wrogów zbliżających się do ich kryjówki.
- Rozwalić ich – cicho krzyknął Iwczenko gramoląc się z ziemi.
Ołeksandr nawet nie drgnął. Petro spojrzał na Iwczenkę, zerknął na trupa, potem znów na Iwczenkę i na karabin maszynowy, który trzymał w ręku. Gwałtownie przeładował broń i zerwał się na nogi. Dopadł zniszczonego okna, wystawił lufę na zewnątrz i pociągnął spust zanim dobrze zobaczył wroga. Błysnął oślepiający stroboskop wystrzałów, kurz posypał się od huku i energii strzałów. Lufa podskoczyła do góry, więc Petro naparł na nią, dociskając do framugi.
- Aaaa!!!
- Kryć…
Kilkanaście strzałów na sekundę. Pociski cięły ciała ludzi znajdujących się o cztery–pięć metrów od wylotu lufy. Padli ranni i zabici. Iwczenko był już tuż obok. Oślepiony błyskami wystrzałów opróżnił swój magazynek strzelając krótkimi seriami.
- Za mną! – Kubijowycz też był na nogach. – Ruszać! – Złapał Ołeksandra za ramię i pociągnął za sobą. Ostrożnie wyjrzał na ulicę z drugiej strony budynku. Było już właściwie ciemno. Iwczenko i Petro przestali strzelać. Wszystkim dzwoniło w uszach, ale i tak słyszeli wrzaski jednego z wrogów. Najwyraźniej nie wszystkich zabili. Gdzieś z tyłu rozpętała się strzelanina. Trzeba zwiewać.
Kubijowycz wyszedł na zewnątrz razem z Petro. Przebiegli ulicę. Byle dalej od miejsca, gdzie tyle hałasu narobili. Iwczenko wyjrzał na ulicę. Czysto. Teraz on trzymał Ołeksandra za ramię, chłopak był w szoku, zupełnie odrętwiały. Iwczenko zrobił krok na zewnątrz, gdy wzdłuż ulicy przemknęła seria pocisków smugowych z kaemu.