Wojownik (18+)
WOJOWNIK
autor: LKZelewski
--- Obwód Doniecki, wschodnia Ukraina ---
Pogoda była coraz lepsza, przyroda już budziła się z zimowego letargu, ptaki nieśmiało ćwierkały gdzieś niedaleko. Pozorną sielankę mącił dudniący odgłos silników wojskowych pojazdów, głównie ciężarówek, ale i pojazdów terenowych oraz kołowych transporterów opancerzonych.
Dowódca kolumny podejrzewał zasadzkę. Zatrzymał całość, spieszył ludzi, wysłał szperaczy. Sprawdzali, czy przed czołem nie ma zagrożenia.
Robiło się coraz cieplej. Iwczenko podejrzewał, że już wkrótce zrobi się gorąco. Naprawdę gorąco.
Póki co klęczał obok jednego z pojazdów i obserwował otoczenie. Karabin szturmowy miał przeładowany i odbezpieczony. Uważał, że dowódca popełnił błąd. Nie dalej, jak dwieście metrów od nich był dość gęsty zagajnik, czy mały las. Wystarczająco gęsty, żeby ukryć w nim kilku ludzi. Może celowali w nich z karabinów maszynowych? Może z granatników przeciwpancernych?
Iwczence wydawało się, że w gęstwinie dostrzegł ruch. A może jakiś gnojek właśnie celuje we mnie ze snajperki?, pomyślał.
- Widziałeś? – spytał klęczącego obok kolegę.
- Co? – Zapytany podniósł wzrok na Iwczenkę. Zamiast obserwować przedpole, poprawiał swoją kamizelkę oporządzeniową. – Co miałem widzieć?
- Ruch – warknął zdenerwowany Iwczenko – między drze…
Huknął pojedynczy strzał. Żołnierzem obok Iwczenki szarpnęło i osunął się na ziemię. Sam Iwczenko padł do pozycji leżącej. Po ułamku sekundy grzmotnęły kolejne strzały. Wystrzeliwane długimi seriami pociski mknęły we wszystkich kierunkach. Iwczenko wypatrywał wroga. Walą na oślep, wściekał się. Wycelował w miejsce, z którego chyba padł strzał. Wystrzelił krótka serię, wycelował ponownie i znowu strzelił. Między gałęziami się zakotłowało.
- Tam są – krzyknął do kolegi obok.
- Co? – Kubijowycz przestał strzelać.
- Tam, kurwa, między drzewami! – Iwczenko wskazał palcem. – Wal z granatnika!
Kubijowycz popatrzył we wskazanym kierunku, wycelował i wystrzelił pocisk z granatnika podwieszonego pod lufą karabinu. Iwczenko wznowił ostrzał. Kubijowycz zaczął ładować kolejny granat. Nad ich głowami huknął wielkokalibrowy karabin maszynowy z wieży KTO. Szatkował miejsce, w które strzelał Iwczenko.
- Wstrzymać ogień!
Długie serie mknęły we wszystkich kierunkach. Wybuchło jeszcze kilka granatów.
- Przestać strzelać! – wrzeszczeli dowódcy pododdziałów. Do Iwczenki przybiegł podoficer i ciężko padł na ziemię. Strzały zaczynały przycichać. Sanitariusz oglądał obrażenia rannego żołnierza.
- Wy! – podoficer wskazał Iwczenkę i Kubijowycza. – Ruszajcie to sprawdzić, będziemy osłaniać.
Iwczenko zerknął na kolegę. Bał się, że oberwie w plecy od swoich, jak znów zaczną tak walić.
- Tylko my dwaj?
- Ruszać! – krzykiem rozkazał podoficer.
Kubijowycz wzruszył ramionami:
- Skokami, osłaniaj mnie! – Zerwał się i przebiegł jakieś dwadzieścia–trzydzieści metrów. Padł i uniósł lufę karabinu w kierunku potencjalnego wroga. Iwczenko podniósł się gwałtownie. Biegł, jak szalony. Bał się, że zaraz oberwie kulkę. Minął kolegę i przebiegł kolejne dwadzieścia metrów i upadł. Oddychał ciężko, ręce mu drżały pod ciężarem broni. Kubijowycz minął go pędząc, jak szalony.
W końcu Iwczenko dopadł linii drzew. Klęknął. Wydawało mu się, że zaraz się porzyga. Ziemia, krzaki i drzewa były zryte pociskami. Pojawił się Kubijowycz. Przez chwilę odpoczywali, uważnie obserwując zarośla.
Od strony kolumny dobiegły jakieś krzyki.
- I co? Widać coś?
- Chodź, to zobaczysz – wysapał Iwczenko.