"Dopóki jestem".
Opowiadanie Elżbiety Walczak „Dopóki jestem” ze zbioru „Nienasycenie”, który ukaże się w listopadzie 2017 roku.
Wszystko było idealne, od samego początku. Mieliśmy dom, ogród, który nazwaliśmy wiśniowym sadem, dwa konie i dwie sypialnie, w których spędzaliśmy osobno czas, kiedy zatapialiśmy się w myśleniu o przeszłości. Ustaliliśmy, że każdy z nas może mieć swoją przestrzeń na pamiątki i zdjęcia byłych partnerów, mężów i żon. Po co? Uczyliśmy się na błędach. Budowaliśmy naszą miłość w oparciu o wnioski. Nie mieliśmy przyjaciół. Pamiętaliśmy czym zapłaciliśmy za fałszywe uczucia innych. Często rozmawialiśmy o tym, co czujemy, czego chcemy i co możemy osiągnąć. Kochaliśmy się często z namiętnością jakiej nie znałam wcześniej. Pamiętam każdy dzień, każdy moment, pocałunek, prośby, przeprosiny i żal. Dręczyły nas wspólne wyrzuty sumienia. Byliśmy jednym i tym samym.
- Masz dzisiaj czas, kochanie? – zapytał mnie przy śniadaniu – chciałbym, żebyśmy razem pojawili się na balu charytatywnym. Mówiłem ci o nim wczoraj. Burmistrz stanął na wysokości zadania.- Uśmiechnął się w moim kierunku i pogłaskał obrus. Nigdy tego nie robił.
- Tak, pamiętam – odrzekłam i spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Było widno. Zawsze jemy śniadania około siódmej, a zegar miał wskazówki na trzeciej. Musiał zatrzymać się w nocy. – Oczywiście kochanie, pójdziemy razem.
Trzymałam wzrok na wskazówkach i czułam, że słabnę. Chyba upadłam. Otworzyłam oczy ale mojego męża przy mnie nie było. Leżałam na podłodze, mój wzrok cały czas był wpatrzony w zegar, który pokazywał za piętnaście trzecią.
- Kochanie, śpisz? – podniosłam, głowę i próbowałam wstać, żeby dotrzeć z powrotem do łóżka. Arka tam nie było. Położyłam się. Chciałam zrozumieć, co się dzieje.
- To tylko sen – powiedziałam do siebie i zamknęłam oczy.
- Jesteś, nareszcie. Twój zapach…- Arek przytulił się do mnie - … kocham twój zapach.
- Dotknij mnie, tak, jak dotykałeś Dorotę. Pamiętasz, mówiłeś mi o tym. Poznaliście się na Bali.- Jego dłonie były chłodne ale czułam miłość - Miałeś wtedy dwadzieścia sześć lat, ona też. Miała rude, długie włosy i bransoletki na nogach, z muszelek. Podniecał cię ich dźwięk, kiedy dotykałeś jej stóp. Delikatnie wtedy opuszczała i podnosiła ciało, żebyś mógł zobaczyć więcej. Nie przestawaj, proszę. Powtarzała…
Zegar zaczął wybijać trzecią.
- Raz …- liczyłam.
- Czemu się nie kładziesz – zapytał – Jest noc, cała się trzęsiesz.
- Trzy.
Leżałam na podłodze. Kiedy otworzyłam oczy Arek stał nade mną. Było widno, chyba około ósmej, bo widziałam jak parowała poranna kawa przy naszym łóżku. Musiałam ją tam przed chwilą postawić.
- Byłaś u lekarza? – zapytał i pomógł mi wstać – Kochanie, kiedy byłaś ostatnio na badaniach?
Usiadłam na łóżku i wzięłam filiżankę w dłonie. Kawa była zimna.
- Wczoraj byłam – odstawiłam filiżankę – Chyba wczoraj.
- Zostań dzisiaj w domu. Przyjadę po ciebie wieczorem. Bądź gotowa na siedemnastą.
- Dobrze.- Schyliłam głowę i dotknęłam swojej stopy. – Zerwała mi się chyba bransoletka. Widziałeś ją? – Kiedy podniosłam wzrok, Arka już nie było. Zawsze spieszył się do tej swojej korporacji.
- Jest – leżała na łóżku, jakby ją ktoś ze złości porozrywał, bransoletka z małych muszelek.
- W co ja się ubiorę? – Weszłam do garderoby i założyłam niebieską sukienkę ze srebrnymi cekinami. Uwielbiałam ją. Zerknęłam do lustra – Schudłam, i to bardzo. Czym ja się tak martwię? – Nie podobała mi się już. Zdjęłam ją i weszłam naga do pokoju Arka. Było dziwnie chłodno, jakby zapomniał zamknąć okno. Przecież wie, że nie lubię chłodu. Ciepło, tylko ciepło, nawet w sercu. Tego się nauczyłam. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Zdjęcie Arka i moje spadło ze ściany. Po prostu spadło. Stąpałam po potłuczonym szkle, ale niczego nie czułam. Zostało na biurku zdjęcie Agaty, jego pierwszej żony. Miała na sobie niebieską sukienkę z cekinami. – Dziwne. Minęło tyle czasu, a on ją cały czas kocha. Jest w jego sercu. Czuję to. Może właśnie tego ma się nauczyć, miłości. Nie wiem, może tak, a może nie.