TOPO kontra wielki biust i sadystyczna linia 2
Chwilę po tym, jak elektryczny gong przeraźliwym dźwiękiem ogłosił koniec kolejnej czterdziestopięciominutowej rusyfikacji, cała nasza czwórka stała na szkolnym korytarzu opierając się plecami o lamperię pamiętającą czasy sekretarza Gomułki.
- Kurka wodna, musimy go spalić - wymyślił na prędce Wierzba – Schowałem go pod materacem łóżka, a matka czasem przeszukuje cały mój pokój odkąd znalazła tam świerszczyka, którego podwędziłem ojcu jak pojechał na kontrakt do Iraku.
- Jakbyś nauczył się na pamięć szyfru tak jak my, to zeszyt byłby niepotrzebny i już dawno zostałby spalony – powiedziałem z wyrzutem do Wierzby, którego niewielka lotność umysłu miała od zawsze odzwierciedlenie tak w niskich stopniach w szkole, jak i ilości czasu potrzebnego do zapamiętania znaków naszego szyfru.
- Na pewno dzisiaj Mleczarnia wszystko opowie wychowawczyni, ta naszym starym i wszyscy będą szukać zeszytu kodów i znajdą go u mnie i dostanę kolejną uwagę i kolejne pały w szkole i będę miał przechlapane … - wyrzucał z siebie jak z kałasznikowa prawie płacząc nieszczęśliwy posiadacz zeszytu kodów.
- Panowie spokojnie – próbowałem opanować sytuację – Do jutra nie zdążą zawiadomić naszych rodziców, bo tylko u Mateo w domu jest telefon, mamy kilka dni czasu.
- Ha! Nie wiadomo! – prawie zakrzyczał Spodek – Mleczarnia trzyma z ruskimi, a oni mają bardzo rozwiniętą technologię elektroniczną. Opowiadał mi mój kumpel Kosmonauta, no wiecie, ten co mieszka piętro nade mną. Kojarzycie? Taki dziwny ….
- Nieważne – przerwał Mateo – Co ci opowiadał?
- Że taką naukową, czy fantastyczno-naukową książkę czytał, że ruscy już prawie wynaleźli takie małe telefony, wielkości herbatnika, że każdy je może do kieszeni schować i zawsze mieć przy sobie i telefonować gdzie się chce z każdego miejsca i o każdej porze i liściki na nich pisać można i wysyłać i że tam są też takie gry elektronicznie, jak wiecie ta mała gra ruska na bateryjkę co zając jajka do koszyka łapie i że w tych telefonach to latarka nawet jest i muzyki można na nich słuchać i że …. – opowiadał jak najęty Spodek.
- Oczadziałeś? – przerwałem mu brutalnie - Przestań pieprzyć bez sensu o tych telefonach –– To może jeszcze małe telewizorki w tych telefonach mają i filmy oglądają? - zapytałem ironicznie, pukając się wymownie w czoło.
Rozbawiony bajkowymi opowieściami Spodka Wierzba zaczął głośno rechotać, ale ten zgasił go skutecznie szybkim palnięciem pięścią w tył głowy.
- Spokój chłopaki. Spalenie zeszytu jest bez sensu - wtrącił Mateusz, który był zawsze pomysłodawcą i twórcą wszystkich szyfrów.
Tymczasem lekko pochylona wskutek znacznego ciężaru obciążającego przód jej korpusu Mleczarnia ponownie przesunęła obok nas jak niemiecki Heinkel z solidnym dwubombowym ładunkiem, jeszcze baczniej się nam przyglądając. Miałem wrażenie, że zwłaszcza mnie lustruje szczególnie wnikliwie. Nie wytrzymując tego karcącego, srogiego spojrzenia z pokorą opuściłem wzrok na korytarzowe bure linoleum, gdzie szare, podłużne przetarcia wyznaczały trasy licznych międzylekcyjnych wędrówek uczniowskich tabunów.
- Dlaczego bez sensu? – zapytał przytomnie Spodek, gdy hitlerowski bombowiec oddalił się na bezpieczną odległość.
- Widziałem taki film, jak szpiedzy potrafili odczytać ze spalonych kawałków kartki, zapisane na niej znaki, słowa i zdania - dodał ze znawstwem Mateo.