Wanda
Wanda w całkowitym szoku przypatrywała się tej makabrycznej scenie, lecz kiedy usłyszała kolejny krzyk ofiary – Alicjo! Uciekaj! – podkreślony dźwiękiem łamanej nogi, zdecydowała się go posłuchać. Wybiegła niesamowicie szybko zza winkla, nie bacząc na to czy ją gonią, biegła ile sił w nogach.
Wszystkie siły wkładała w sprint; uciekała przed tymi przerażającymi ludźmi, którzy za nic skatowali tego biedaka. Kiedy była już niedaleko lasu zobaczyła drewaniany iks, a na nim wiszącego człowieka. Kiedy podbiegała odwrócił się w jej stronę. Wanda prawie się wywróciła z przerażenia – na twarzy przywiązanego mężczyzny siedział czarny, wielki kruk i wydziobywał mu prawe oko!
– O! W końcu wróciłaś! – powiedział rozżalonym głosem– Teraz daj mi nożyce bym mógł się wyswobodzić.
– Ale…ja…ja ich nie mam – powiedziała z nieopisaną rozpaczą Wanda, zatrzymując się
– COO?! JAK TO ICH NIE MASZ?! – Okrągła głowa zaczęła się drzeć i szamotać, mimo to kruk nie przerywał – JAK MOGŁAŚ MI ICH NIE PRZYNIEŚĆ?!
– Przepraszam – odparła zrozpaczona Wanda zalewając się łzami i kierując się w głąb lasu
– GDZIE MOJE NOŻYCE SZMATO?! WRACAJ TU! – wrzeszczał mężczyzna, gdy się oddalała.
Dziewczyna nie mogła biec, gdyż łzy rozmywały jej widok. Całkowicie zrozpaczona usiadła zrezygnowana na trawie w oczekiwaniu na strażników, którzy na pewno ją dogonią. Chciała umrzeć, nie mogła dalej żyć po tym co zobaczyła. Jakby na zawołanie za jej plecami stanął muskularny strażnik i nie zwlekając wyprowadził cios pałką, trafiając dziewczynę w potylicę.
Wanda von Rufelschlang stała obok swojego ojca, a wkoło gromadził się pokaźny tłum. Przybyła tu by obejrzeć defiladę, choć nigdy jej to nie interesowało. Po prostu tamtej nocy, kiedy obudziła się z krzykiem, a potem musiała znosić te zatroskane spojrzenia rodziców dotarło do niej, że nie jest juz dzieckiem. Ostatecznie dojrzała mentalnie. Zaczęła interesować się sztuką, literaturą i, ku radości taty, również polityką. To właśnie jej ojciec zaproponował jej dzisiaj oglądanie defilady, na które chętnie przystała.
– Trzeba się interesować swoim krajem – myślała patrząc na ulicę, którą przejeżdżali najznamienitsi politycy – Szczególnie teraz kiedy jej ojczyzna wkracza na nowe tory.
Uzbrojona w pałki żandarmeria, osłaniająca mężów stanu, przypomniała jej niedawny, przełomowy sen, który wywarł na niej takie wrażenie.
– Państwo totalitarne – pomyślała sobie z uśmiechem -Cóż za bzdury! We współczesnym świecie to jest zupełnie irracjonalne-patrzyła na jadący ulicą samochód, a w nim na nowo wybranego, czołowego polityk – Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie. Między innymi zapewnianie poparcie nowemu kanclerzowi, nowemu przywódcy Niemiec, genialnemu fuhrerowi – wielkiemu Adolfowi Hitlerowi.
Był rok 1933, Niemcy.