Wanda
– Proszę nie! Nic nie zrobiłem! Kocham naszego władcę! – krzyczał, a jego głos drżał ze strachu.
Dziewczyna była zdumiona – Nie, to pomyłka ja szukam pomocy – powiedziała. Postać uspokoiła się i nieufnie
wyjrzała zza rąk. Był wielce zdziwiony tym co ujrzał: śliczną, bosą nastolatką w białej sukience. Opuścił kończyny.
– Alicja? – wstając spytał cicho – To ty?
– Pomylił mnie Pan z kimś – odpowiedziała dziewczyna – Jestem Wanda. Wanda von Rufelschlang.
Zaniedbany mężczyzna podniósł kapelusz z gazety, nie spuszczając dziewczyny z oczu – Tak… najwyraźniej – powiedział wolno, nakładając parodię nakrycia głowy na czerep. Papierowy cylinder jakby przywrócił mu zmysły, szeroko otwartymi oczami przyjrzał się dziewczynie – Ale co ty tutaj robisz? – spytał szybko, rozglądając się wkoło. Był niezwykle zdenerwowany. Dygotał na całym ciele. Nagle złapał Wandę za rękę i poprowadził wgłąb zaułka. Stamtąd wychylił głowę rozejrzał się niespokojnie, a kiedy znów spojrzał na dziewczynę powiedział:
– Co tutaj robisz? Wiesz jakie to niebezpieczne? – jego głos drżał ze zdenerwowania. Zmierzył ją wzrokiem – Nie jesteś stąd, więc skąd? Nieważne. Musisz tam wracać!
Na ulicy dało się słyszeć kroki. Ciężkie buty mocno uderzały o ziemię, co najmniej dwie pary. Zbliżały się. Nie uszło to uwadze mężczyzny w kapeluszu. Jego twarz zamarła.
– Musisz uciekać – powiedział nawet na nią nie patrząc.
– Dlaczego? – zapytała Wanda coraz bardziej przestraszna i zdenerwowana – Kto tu idzie?
– Straż – odpowiedziała postać w papierowym cylindrze przylegając do ściany. Odgłosy kroków nasilały się.
– A czy straż nie jest dobra? – zapytała naiwnie, domyślając się odpowiedzi.
– Nie w ustroju totalitarnym – mówił facet w kapeluszu – Słuchaj! Kiedy wybiegnę ty odczekaj kilka sekund i wracaj jak najszybciej skąd przybyłaś. Myślę, że trafiłaś tutaj przez ogromną dziuplę, prawda? – mimo zdenerwowania wysilił się na uśmiech.
– Tak, ale…
– Żadnych 'ale', po prostu biegnij! – powiedział i błyskawicznie wyskoczył z zaułka. Dziewczyna nie wiedziała co myśleć, z trudem wyjrzała zza ściany.
Na ulicy stały trzy osoby: mężczyzna w papierowym kapeluszu i dwóch identycznych mężczyzn w pancerzach. Byli niezwykle postawni, a noszone przez nich zbroje były czerwono – czarne. Przy pasach mieli drewniane pałki.
– Co ty masz na łbie? – warknął jeden ze strażników do faceta w parodii cylindra.
– Kapelusik – odpowiedział mu zapytany z uśmiechem na ustach – Musiałem jakiś sobie załatwić, po tym jak potraktowaliście mój ostatni.
Strażnicy stali niewzruszeni.
– Był wykonany staromodnie – mówili jednogłośnie – Mogłeś zatruć się rtęcią i oszaleć – zza pasów dobyli pałek.
– Oszaleć byłoby wspaniale. Uciekaj, Alicjo! – powiedział mężczyzna w quasi – kapeluszu po czym oberwał drewnianą bronią w twarz. Upadł, a jego śmieszne nakrycie głowy spadło pod nogi jednego ze strażników, który niezwłocznie je zdeptał. Kolejne ciosy padały głównie na brzuch i głowę. Bity człowiek starał zasłaniać się rękoma, co widocznie bardzo zirytowało oprawców, albowiem połamali mu je, obydwie.