Walizka Mamusi
a, pewnie tamtejszy klimat źle na nią wpłynął.
- Powiedz mu, żeby poszedł do diabła. – Rzuciła w odpowiedzi.
- Ale to naprawdę ważne.
Mamusia wstała, zarzuciła na piżamę różowy szlafrok i wstała niechętnie, patrząc na mnie niczym na mordercę. Poczekałem chwilę w miejscu, licząc do dziesięciu, po czym, dokładnie wtedy, gdy tego oczekiwałem, rozległ się pisk radości.
- Moja najdroższa, odzyskana!
Poszedłem pod drzwi i zobaczyłem Mamusię tulącą skórzane pudło, zwane potocznie w naszej rodzinie walizką, niczym kochanka. Problem zaczął się wtedy, gdy spróbowała ją wnieść do środka, ponieważ okazała się bardzo ciężka. Mamusia zaczerwieniła się z wysiłku, po czym spojrzała na mnie z wyrzutem.
- A ty co tak sterczysz, może pomógłbyś matce w potrzebie? – Rzuciła.
Podszedłem do pudła i spróbowałem je unieść. Ani drgnęło, przytwierdzone do podłogi na klatce schodowej chyba za pomocą wiertarki.
- Przecież, gdy Mamusia zabierała ją do Tajwanu, nie była wcale taka ciężka.
- Najwyraźniej przytyła, bo tam jedzenie niezdrowe i tuczące. – Powiedział Piotruś, który usłyszawszy, co się dzieje, przyszedł popatrzyć na widowisko.
- Pomóż mu cymbale. – Rzuciła nasza rodzicielka. Jak można się domyślić, to określenie, było najczęściej stosowanym pod naszym adresem, chyba ulubionym słowem Mamusi.
Razem z bratem, sapiąc i dusząc wnieśliśmy strasznie ciężkie walizko-pudło do mieszkania i zamknęliśmy drzwi.
- Co tam jest napakowane? – Spytał Piotruś, po tym jak już postawiliśmy je na środku dużego pokoju. Kopnął w jego środek, z rozmachem, jak przystało na prawdziwego fana piłki nożnej. – Twarde. – Stwierdził.
- Czego kopiesz, tam moje kosmetyki są! – Wrzasnęła przerażona Mamusia.
- To chyba się rozmnażały w zamknięciu, bo jakby ich tam więcej. W sumie nie dziwne. Ciemno i nudno, nie ma, co robić…
- Piotrze, - Zaczęła Mamusia oficjalnym tonem. – Nie życzę sobie takiego słownictwa w moim domu. Ani słowa o spółkowaniu, zwłaszcza w twoim wieku.
- Ale pani na biologii… - Próbował się bronić.
- Milczeć!
W chwili, gdy Mamusia miała zamiar rozpocząć wykład na temat rzeczy, nieodpowiednich w naszym wieku, postanowiłem otworzyć walizkę i sprawdzić, czy rzeczywiście jej kosmetyki się rozmnożyły.
Rozsunąłem zamek błyskawiczny, rzuciłem okiem do środka i zamarłem.
- Mamusia jest pewna, że pakowała tylko bieliznę i kosmetyki? – Spytałem ostrożnie, nagle nie chcąc rozdrażnić rodzicielki.
- Tak. A czemu pytasz? – Najwyraźniej dopiero teraz zauważyła, co robię. Spojrzała na mnie gniewnie, aż zimny pot oblał mi plecy.
- A jak powiem, to Mamusia nie pojedzie ze mną do Tajwanu? – Chciałem się upewnić.
- Co znowu z tym przeklętym Tajwanem!? – Rodzicielka moja najdroższa i kochana, inaczej o niej od tej pory mówić nie będę, wyrzuciła ręce w górę.
- Bo widzi Mamusia, ten, z kim jechała Mamusia, moja ukochana i najdroższa, do Tajwanu, wrócił. Chyba mu się tam nie spodobało.
Mamusia spojrzała na mnie jak na wariata.
- Nie byłeś ty, aby za dużo na słońcu dzisiaj?
- Nie, uczyłem się.
- Chyba trochę za dużo. – Mruknęła sceptycznie, po czym ruszyła w kierunku pudła. Otworzyła je i spojrzała do środka.
Razem z Piotrusiem, wszyscy zamarliśmy. W walizce był trup.
Głupio się złożyło, że właśnie w chwili, gdy siedzieliśmy z rozdziawionymi gębami na środku dużego pokoju, do mieszkania weszła moja Babcia w towarzystwie swojego nowego faceta, zwanego potocznie Jemiołą. A to, dlatego, że przyczepił się do Babci i ssał z niej soki, ile tylko mógł, a ona, rozkładając ręce mu na to pozwalała.
Babcia, gdy tylko zobaczyła nowy bagaż mamusi wrzasnęła, a Jemioła, chyba jako jedyny zachowując zdrowy rozsądek i prawie nie zaskoczony tym, co się działo w tym domu wariatów spytał:
- Skąd wzięliście pan