W kręgu śmierci

Autor: MataHari
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

– Wyrzućmy to wszystko albo spalmy – powiedziała matka.

– Oddajmy to lepiej do Czerwonego Krzyża, szkoda wyrzucać – ocenił Bronek.

– Zostawcie te rzeczy! To należy do mojego ojca – głośno zaprotestowałam. Oboje spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, a ja wydarłam z rąk konkubenta matki spodnie mojego taty, krzycząc przez łzy: – Nigdy nie zmieścisz się w jego spodnie, bo jesteś za gruby i za niski! Wystarczy, że wchodzisz w jego żonę! – wyrzuciłam to z siebie, po czym wybiegłam z płaczem i zamknęłam się w swoim pokoju.

Ostatecznie ubrania po moim tatusiu zostały spakowane w czarne worki i zniesione do piwnicy. Bronek wrzucił do kieszeni spodni ojca białe kostki naftaliny, żeby, jak to ujął, „łachów nie zżarły mole”.

Ten cap miał bardzo praktyczne podejście do życia. Znał się na wszystkim i wiedział wszystko lepiej. Taki filozof z ludu, z receptą na każdy problem. W wolnym czasie naprawiał krany, malował ściany i ulepszał meble. Na miejscu mojej matki nigdy nie pozwoliłabym nawet dotknąć się takiej kreaturze. Był dla mnie obleśnym, starym zgredem. Kiedy czasem w nocy słyszałam rytmiczne skrzypienie łóżka w ich sypialni, zbierało mi się na wymioty. Gdyby próbował mnie kiedykolwiek dotknąć tymi swoimi obleśnymi, porośniętymi czarnym włosiem łapami, to odrąbałabym mu tę kończynę bez zastanowienia. Tak bardzo mnie brzydził.

Moja matka była natomiast bardzo atrakcyjną kobietą. Nie wiem, dlaczego zdecydowała się na życie z takim dziadem jak Bronek. Na dodatek zaszła z nim w ciążę. Z przerażeniem pomyślałam, że moje rodzeństwo będzie miało geny Bronka. Wyobraziłam sobie małego, spasionego chłopczyka o pucułowatej buźce, skośnych od zatłuszczonej twarzy oczkach, paluszkach jak paróweczki i rączkach jak bochenki chleba. Mały potworek, Bronio-bis. Takie coś miało być moim braciszkiem.

Na dnie szafy z ubraniami ojca znajdowała się jeszcze stara, tekturowa walizka. Przemyciłam ją do swojego pokoju. Był wieczór. Matka i Bronek wyszli do szkoły rodzenia. Zostałam w domu sama. Wysunęłam spod tapczanu kuferek. Był dla mnie jak kapsuła czasu. Pod tekturową pokrywą znajdowały się rzeczy człowieka, którego już od tak dawna nie było wśród żywych. Były tam różne papiery po ojcu, które matka spakowała zaraz po pogrzebie. Chyba przez cały okres od śmierci taty nikt nigdy nie otwierał tej walizki.

On odszedł już ponad dziesięć lat temu, a ja ciągle pamiętam jego uśmiech, ciepło jego dłoni. Był bardzo przystojnym mężczyzną, około metra osiemdziesiąt wzrostu, o ciemnych i gęstych włosach. Miał zielone oczy sklepione czarnymi, grubymi brwiami. Był szczupły, ale muskularny. Przypominam sobie, jak leżąc na plecach, trzymał mnie na wyciągniętych do góry rękach i mówił coś do mnie, dziś już nie wiem co. Ale doskonale pamiętam jego szczery, szeroki uśmiech i przepełnione miłością do mnie oczy.

Otworzyłam zakurzoną walizkę. Na ciele poczułam gęsią skórkę. Na samym wierzchu sterty pachnących kurzem papierów było zdjęcie moich rodziców. Na starej, trochę wyblakłej fotografii była para szczęśliwych, obejmujących się ludzi. Ojciec, wyraźnie wyższy od mojej mamusi, obejmował ją w pasie, przytulając delikatnie do siebie. Ona z głową wtuloną w jego tors, uśmiechała się z wyrazem spokoju na twarzy. Z tyłu zdjęcia znajdował się napisany ręką mojego taty wiersz:

 

Kocham Cię i tęsknię,

Chciałbym przytulić się i poczuć znowu Twoje ciepło.

Cały jestem pragnieniem.

Nie potrafię dać Ci tego, czego potrzebujesz,

Więc Ty także pozbawiasz mnie siebie.

Ty pierwsza odeszłaś,

Nie wiń mnie więc, że nie chcę być tu sam.

Odchodzę tam, skąd już nie wrócę.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
MataHari
Użytkownik - MataHari

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2014-12-01 02:34:20