"Veronica" [tytuł roboczy] PROLOG
- Grasz?
-Najwyraźniej – spojrzała na Bryana – Przekonamy się, gdy znów wrócę do życia.
- Ja się nie przekonam. Gdy się nie obudzisz nie będziesz mnie pamiętać.
- A no tak… - westchnęła – Zapomniałam o tym.
- Nawet za mną nie zatęsknisz – podniosła wzrok. Nabija się z niej.
- Za tobą? Za tobą na bank nie będę tęsknić – patrzył na nią z góry – Nie ma mowy.
- Zatęsknisz, zatęsknisz…
- Nie będę cię pamiętać.
- Mnie nie można zapomnieć – miała ochotę go palnąć. Ale co mogła zrobić? I tak był dla niej zbyt wysoki i co najwyżej mogła pogrozić mu palcem.
- Egoista – Bryan patrzył na nią zaciekawiony. Tak, ciekawiła go. Jak żadna inna dziewczyna… Chciał coś zrobić, dotknąć ją, może nawet pocałować… Ale nie zdążył. Veronic wstała i zrobiła kilka kroków w tył. Czuła napięcie pomiędzy nimi. Bryan nie był facetem, dla którego mogłaby poświęcić życie. I to dosłownie…
- Poczekaj jeszcze trochę…
- Lepiej nie – uśmiechnęła się po raz ostatni – Jeśli będziesz chciał, wiesz, gdzie mnie szukać… Ale nie będziesz szukać. To akurat wiem.
- Skąd? Może…
- Nic nie obiecuj, jeśli nie jesteś pewien…
Uśmiechnęła się i zniknęła zostawiając go samego…