"Veronica" [tytuł roboczy] Epizod 1

Autor: Wolverine_Girl
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

- Tak? – zapytałam zaskoczona.

- No pewnie. Pierwsza zasada miłości – Jacek rozerwał opakowanie żelek i rozłożył je na jednej z wielu poduszek – Od nienawiści do miłości tylko jeden krok.

- No w sumie też  prawda… - Gośka sięgnęła po jednego z kolorowych miśków.

- A nie mówiłem, siostrzyczko…?

- No mówiłeś, mówiłeś…

- Ja mam zawsze rację… - patrzyłam to na przyjaciółkę, to na jej zwariowanego braciszka – Ej, nie zjadaj moich żelek.

- ZARAZ! – przerwałam tę do niczego nie prowadzącą wymianę zdań – Ja nie powiedziałam jeszcze, że go kocham. To poszło stanowczo za szybko, żeby już się zdeklarować.

- Za szybko? Ile ty go znasz? Trzy lata.

- Trzy lata prowadziłam z nim wojnę! Jedna noc, żeby przekwalifikować go z wroga numer jeden na ukochanego to za mało – sięgnęłam po zielonego miśka – Zielone są moje.

- Tak wiemy, wiemy… - z zasady nie lubiłam się dzielić żelkami, ale gdy już musiałam to robić za nic nie oddawałam zielonych.

Jacek zaczął wybierać moje miśki i odkładać je na osobną kupkę. Tym razem trafiło się ich całkiem sporo.

- Co ja mam zrobić?

- Z czym? – zapytało jednocześnie rodzeństwo.

- Z nim… Przecież to wszystko jest jakieś chore… Jak się nad tym zastanowić…

- Nie zastanawiaj się. Po prostu daj się ponieść. Jeśli ci naprawdę będzie na nim zależeć sama się o tym przekonasz. Na razie nie jesteś pewna swoich uczuć, to normalne… Poddaj się po prostu uczuciu. Minie czas, a ty będziesz pewna, czy go kochasz, czy nie…  – patrzyłam zaskoczona na Jacka. Znałam go trzy lata i jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby powiedział coś równie mądrego.

Na moment spojrzałam na Gośkę – była tak samo zaskoczona jak ja. Jej brat był boskim chłopakiem, ale porady miłosne? To nie w jego stylu.

- Paranoja jakaś – westchnęłam - Skończyłam liceum, pożegnałam dotychczasowe życie, żeby się dowiedzieć, że zakochał się we mnie mój największy wróg, a mój przyjaciel wali psychologicznymi tekstami. Boże! Widzisz i nie grzmisz!

Jak na zawołanie za oknem błysnęło i zagrzmiało po chwili.

- Dzięki – roześmiałam się wznosząc teatralnie oczy ku niebu.

 

Westchnęłam cicho.

- Co się dzieje? – Marek objął mnie ramieniem i przyciągnął do siebie – Jakaś jesteś dziś niespokojna.

- Mam złe przeczucia – wtuliłam się w niego. Spotykaliśmy się od trzech tygodni i powoli zaczynałam przyzwyczajać się do tej myśli. A  nawet zaprzyjaźniać się z nią. Po dłuższym zastanowieniu Marek od kilku lat stanowił integralną część mojego życia, a fakt, że zamiast się kłócić tuliliśmy się do siebie był nawet przyjemny.

- Oj weź przestań, wszystko jest dobrze – poczułam, jak delikatnie całuje mnie w czubek głowy. Ale to nie pomogło. Nadal dręczyły mnie złe myśli. Od samego rana…

Moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu Marka.

- Poczekaj chwilę – pocałował mnie tym razem w policzek, wstał i odszedł kilka metrów.

Siedziałam chicho próbując wyłapać jakieś słówka. Wszystko na nic. Zupełnie jakby zapadający na dworze zmrok zagłuszył też wszystko dokoła.

Gdy Marek znów znalazł się blisko mnie był jakiś dziwny. Nieobecny. Wstałam i podeszłam bliżej.

- Co się dzieje? – zapytałam niepewnie.

- Pamiętasz, jak pół roku temu wyśmiałaś mnie, że złożyłem podanie o ten staż w Londynie? – zarumieniłam się i spuściłam wzrok na samo wspomnienie całej tej akcji. No, ale cóż… Było minęło.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, co to wszystko znaczy. Marek miał wyjechać. Na co najmniej pół roku… Chciałam dla niego dobrze, ale gdzieś głęboko w duszy modliłam się, żeby jednak się nie dostał…

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Wolverine_Girl
Użytkownik - Wolverine_Girl

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-08-19 13:14:28