Twinning Część 4
— Tylko znowu nie to! — wrzasnął przeraźliwie, przykładając prawą rękę do klatki. Trzymał w niej zabawkę, zgubioną najprawdopodobniej przez jakieś dziecko. I nagle ból, który szybko narastał znikł, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Miał dziwne przeczucie, że przedmiot, który właśnie miał w dłoni był powiązany z jego zadaniem. Podniecony przyśpieszył kroku. Teraz zrozumiał! Klon nie zacierał początkowo po sobie śladów, ponieważ on nie umiał tego robić! On nie wiedział, kim był! Teraz z kolej miał trudności z jego odnalezieniem, gdyż klon uzyskał świadomość. Miał uproszczone zadanie. Musi pilnować potencjalne cele ataku i cierpliwie czekać. Szybko ustalił plan działania.
Wybiegł nad rzekę wprost na most. Pod nim przepływała rzeka, która zagłuszana była przez szalejący wiatr. Piotr przyjrzał się mu. Miał wrażenie, że już kiedyś go widział. Musiał w przeszłości tu być. Nie mógł sobie jednak przypomnieć, czy wchodził na niego podczas jego ostatniego pobytu czy wcześniej, ponieważ odwiedzał w przeszłości Wrocław wiele razy. Na środku mostu, po jezdni przejeżdżały nieliczne samochody.
Nieco zaintrygowany postanowił zrobić sobie chwilę przerwy od pracy i wszedł na znajomy most. Nowoczesna konstrukcja w niczym nie przypominała swoich odpowiedników z przeszłości. Ustał w miejscu, kładąc na barierce różdżkę i schował obie ręce do płaszcza, chcąc je trochę ogrzać. Patrzył na płynącą pod nim rzekę. Jej widok przynosił mu ulgę. Początkowo, przed rozmową z Bartosiewiczem zamierzał on skorzystać z jednego z licznych mostów w tym mieście. Teraz niestety nie mógł dokończyć żywota. Złożył przyjacielowi obietnicę. Zresztą, chcąc to zrobić musiałby zaczekać na późniejszą porę. Niedaleko niego, po drugiej stronie stał jakiś mężczyzna oglądający zaciemnioną panoramę Wrocławia.
Tajemniczy człowiek w czarnej kurtce i z plecakiem na plecach nie zwracał na niego żadnej uwagi. Patrzył monotonnie przed siebie, jakby na coś czekał. Również on wydał się Nowickiemu znajomy. Zamierzał już do niego podejść, zamierzając sprawdzić jego tożsamość, kiedy usłyszał dzwonienie telefonu. Na komórce wyświetlił się numer Marka. Nowicki od razu odebrał.
— No cześć. Co tam?
— Uciekaj! — usłyszał w słuchawce zdenerwowany głos przyjaciela.
— Że co? — spytał zdziwiony,
— Uciekaj szybko z Wrocławia!
— Czemu? Stary, nie wiem o co ci chodzi…
— Nie rozumiesz?! — krzyczał coraz głośniej Bartosiewicz. — Hekate nas zdradziła! To pułapka!
Po tych słowach Piotr zakończył rozmowę i zerwał się, w ten sposób wykonując polecenie przyjaciela. Telefon obudził w nim ponownie uśpiony do tej pory instynkt. A on również podpowiadał mu, że najlepiej będzie, jak weźmie nogi za pas. Nie zdążył jednak tego zrobić, ponieważ dalszą drogę ucieczki zagrodził mu wysoki mężczyzna z kapturem na głowie.