Trawa jej z gęby wisi

Autor: brunokadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 


Okazał się zwykłym starszym panem. Był słaby, ale szedł normalnie. A jak się ucieszyła jego psina. W życiu nie widziałem takiej radości. Wylizała mu całą twarz i prawie się posikała. Kika się nazywa, nawet ładnie. Ja bym ją nazwał Foka, bo taka z niej kluska na krótkich łapkach.

Szkoda, że Pączek tego nie widział. To przecież dzięki niemu skończyło się taką radością. Byłem u niego, ale jego ojciec wydarł się tylko z progu.

– Nigdzie nie wyjdzie! Nie przyłaź mi tu!

Straszny jest. To dopiero groźny dziad.

 


***

 


– No i gdzie ten grubas? Ostatni raz na niego czekamy – mówi Grosik.

Wściekłość mnie bierze.

– Zamknij się Grosik! To nie czekaj! I tak nie jesteś już szefem bandy.

– Jak to nie jestem!?

– No właśnie, jak to?

– A ty co Smętek, echo? – pytam.

– Na pewno ty nie jesteś szefem, nie było wyścigu – mówi Grosik.

– Nie byłbym nawet gdybym wygrał. Od teraz Pączek jest szefem.

Chłopaki robią tylko zdziwione miny. Gdybym powiedział to kilka dni temu, parsknęliby śmiechem, ale teraz udają, że nie wiedzą o co chodzi.

– Ale jak to Pączek? On jest gruby i biedak – mówi Smętek prawie szeptem.

– A ty jesteś głupi i brzydki, i co z tego? Pączek zasłużył. I to jak zasłużył. Wy nawet tego nie rozumiecie, gamonie. Możecie sobie mieć super rowery i komóry, ale nigdy nie będziecie mieli takiej odwagi. Poproście rodziców, może wam kupią.

Głupio im strasznie, nic już nie mówią. Jedzie Marcin.

– Cześć chłopaki – mówi.

Nikt mu nie odpowiada. Grosik pierwszy odstawia rower i podchodzi do niego, wyciąga rękę.

– Cześć. Witamy nowego szefa.

To mnie zaskoczył. Smętek oczywiście robi jak Grosik.

– Witamy – mówi.

Marcin nie wie, o co chodzi, od razu poliki mu się czerwienią. Patrzy na nas, jakby właśnie zdoił się w majty i sprawdzał, czy widzimy.

Teraz ja.

– Witamy najlepszego szefa – mówię.

Nie podaję mu graby, ściskam go jak trzeba i klepię po plecach. Trafiłem na coś ręką, bo syknął z bólu. Starał się to ukryć, ale nie dał rady przede mną. Nic nie mówię, domyślam się co to i nie zdradzę go, ale potwornie smutno mi się zrobiło.

– Wy poważnie chłopaki? To nie jakieś jaja? – pyta Pączek.

– Nie stary, jesteś szefem, takim najprawdziwszym. Bo jesteś najodważniejszy. – Głos mi drży.

– Ja najodważniejszy?

Pyta, bo naprawdę nie zdaje sobie z tego sprawy.

– To gdzie jedziemy? – Grosik się niecierpliwi.

I dobrze, że z tym wyskoczył, bo klucha mi rośnie w gardle. A Pączek się uśmiecha.

– Jak to gdzie, na górę – mówi.

Cieszę się na te słowa. Nie widział się jeszcze z dziadem, to znaczy z panem Januszem. Opowiedziałem mu tylko, co się działo.

Wskakuję na rower i ruszam, czekam, aż mnie wyprzedzi i poprowadzi bandę swoim tempem. Grosik i Smętek ciągną się za nami, jak smród za szambowozem. Myślę, że banda i tak się rozpadnie na pół, ale nie będę płakał z tego powodu, Pączek pewnie też.

Słońce w końcu wylazło jak trzeba i jest pięknie. Od jutra ma być bardzo ciepło i wszystko zacznie kwitnąć. Ptaki dyskutują głośniej niż ostatnio, pewnie o pogodzie.

Pniemy się powoli w górę. Wcale nie przeszkadza mi dziś takie tempo. Grosikowi i Smętkowi chyba tak, bo zostają w tyle.

Szef zatrzymuje się dwa razy, żeby na nich poczekać i odpocząć. W końcu nikt nie marudzi, że się zmęczył. On decyduje. Najfajniejsze, że przystanki ani trochę nie są nudne. Pączek nie staje, dopóki nie zauważy czegoś ciekawego. Nie wiedziałem, że ma takie bystre oko. Wcześniej musiał się skupiać, żeby nas gonić.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
brunokadyna
Użytkownik - brunokadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04