To co mi zostało

Autor: JuliaH
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Metaliczny dźwięk, łoskot i tępe uderzenie. Marek przeklina. Podłoga skrzypi. Chyba coś mu się rozlało, bo trzeszczy mu pod ciapami kiedy idzie po linoleum. Dlaczego on tego nie wie? Przecież zawsze tak trzeszczy kiedy jest wilgoć pomiędzy ciapem, a wykładziną. Spośród nieustannego szumu i warkotu dochodzącego już o tej porze dnia z ulicy wyodrębnia się jeden zdecydowanie silniejszy. Gazuje przez chwilę i po charakterystycznym burknięciu milknie. Szum wraca do swojego starego porządku. Słyszę skrzypnięcie furtki. Dlaczego Marek jej jeszcze nie naoliwił? Kroki. Coraz głośniejsze. Dziś Maja ma obcasy. Tylko obcasy mogą tak stukać na kamieniach. Dlaczego ona ostatnio ciągle zakłada buty na obcasach? Czy Marek też zwrócił na to uwagę? Dzwonek do drzwi. Raz. Drugi. Trzeci. Dlaczego istnieją jeszcze ludzie, którzy nie cieszą się z faktu, że mogą po prostu poderwać się z fotela czy kanapy i podbiec, lub choćby podejść i otworzyć drzwi zaraz po pierwszym dzwonku. Czwarty. Pstryk. Marek przekręcił kurek. Podłoga w przedpokoju skrzypi. Coś zawiesza na wieszaku. Chyba coś miękkiego. Znów przeklina pod nosem. Nareszcie, otwiera drzwi.

- Przepraszam. Nie usłyszałem – mówi. Słyszę, jak Maja zdejmuje buty. Przesuwa dłońmi po ramionach. Skóra trze o skórę.

- Zimno dziś. A zapowiadali, że jeszcze do końca tygodnia…

Do końca tygodnia mogę już nie żyć. Jakoś nie bardzo smuci mnie ta myśl. Może jak zawsze jestem egoistką…

Maja jest pielęgniarką z MOPSu. Przychodzi dwa razy dziennie, żeby rano mojemu mężowi, a po południu mojej córce pomóc wstrzyknąć mi wprost do żołądka „pyszną zupkę” oraz żeby, co tu owijać w bawełnę, podetrzeć mi tyłek. W sobotę i niedzielę przyjeżdża Antek, mój syn. Wtedy to on… no wiadomo co.

A ja słucham. Słucham jak chyba nigdy w życiu nie słuchałam. Bo niby dlaczego. Byłam niewidoma. Los doświadczył mnie już na wstępie. Dlaczego nie miałabym niby beztrosko pluć mu w twarz? Dlaczego miałam słuchać moich pierwszych rodziców, skoro pozwolili żebym… (Dlaczego ludzie nie doceniają tego, że mogą się zwyczajnie wykrzyczeć, wypłakać? Chętnie bym to teraz zrobiła. Ale cóż.) Dlaczego miałam słuchać moich drugich rodziców? Przecież nie byli nawet moimi krewnymi! Dlaczego miałam słuchać o normach, zasadach? Co one mnie mogły obchodzić, skoro już na początku, tak zupełnie gratis dostałam ślepotę. Tak. Dobrze powiedziane, ślepotę. Dobrze pomyślane.

Ale teraz słucham, słucham, jak Marek żali się do swojej matki, że już nie może, że wyczerpał siły i fizyczne (jest przecież po operacji przepukliny) i psychiczne. Słucham, jak dojrzały mężczyzna mówi z płaczem, że rzeczywistość go przerasta. A teściowa? Teściowa wzdycha. Zawsze wzdychała tak samo. Wzdychanie teściowej we wszystkich kontekstach jest identyczne. Słucham jak mówi o sensie, o wartości czasami nawet o darze. Dobrze, że Marek zawsze miał lekki niedosłuch. Tyle fałszywych nut! Słucham mojej siedemnastoletniej córki, która w niestety coraz częstszych chwilach słabości chce być jak inne: iść na wagary bo tak, a nie dlatego, że matce trzeba poprawić poduszkę pod głową; chce się zakochać, nawet nieszczęśliwie, co tam; chce czytać o koncercie Madonny, a nie o oddziałach paliatywnych; i jak wszystkie dziewczynki z jej wakacyjnego kółka teatralnego płakać po śmierci niezastąpionego pana Łapickiego, a nie w obawie przed śmiercią własnej matki. A Antek? Antek, przyczyna mojej nowej drogi życia. Pamiętam, jak nasłuchiwałam czy płacze, bo jeśli nie płakał, to mogłam dalej spokojnie rozmawiać przez telefon. Słuchałam relacji ze szkoły i cieszyłam się, że mam dziecko bez standardowych problemów. Właściwie nigdy nie słuchałam tego, co Antek chciał mi powiedzieć. Słyszałam, lecz nie słuchałam. Może to, co się ze mną dzieje, to kara? A może i nie. Cały wywód Marka na ten temat, Antek skwitował kiedyś jednym słowem „nie”. Antek właściwie najczęściej mówi „tak” i „nie”. Ale te jego „tak” i „nie” mogą być takie lekkie jak wtedy gdy zgadza się (lub nie) na dokładkę obiadu, albo takie przez zaciśnięte zęby, kiedy musi zrobić coś wbrew sobie, albo też takie jakieś rozmarzone, kiedy ojciec pyta go o Marzenę. Zastanawiam się, jaki głos ma ta Marzena. Czy jest podobny do śpiewnego głosu Justyny, mocnego, wręcz aroganckiego głosu którym jeszcze przed dwoma laty sama się posługiwałam (wszyscy mówili mi, że właśnie taki mam głos), a może do wwiercającego się w uszy, drażniącego, przenikliwego głosu Mai?

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
JuliaH
Użytkownik - JuliaH

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2014-05-26 10:38:04