Timo

Autor: angis.zvaigzde
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Timo zorientował się, że idą za nim, więc zaraz przyspieszył kroku. Nie żeby przed nimi uciekał, ale coś go do tego zmusiło, a on ufał takim odruchom. Wszedł do lasu, otoczył go słodki zapach igliwia. Powietrze tutaj przypominało podwodny świat z filmów przyrodniczych. Tysiące drobnych owadów krążyły, a raczej płynęły, unosiły się jak plankton.

Obejrzał się przez ramię. Marta i Piotr utknęli na dobre, po kolana w błocie pewnie przeklinali przyjazd tutaj. No cóż, on ich tu nie zapraszał.

Jeszcze raz spojrzał do tyłu. Jak skazaniec, pomyślał z uśmiechem. Między drzewami panowała cisza- nie-cisza, światło- cień. Poszedł jeszcze kilkanaście metrów w głąb, żeby nie znaleźli go zbyt szybko i usiadł na ziemi, pod krzakiem malin. W malinowym chruśniaku..... Skrzywił się, co też mi chodzi po głowie.

Kilka kroków od niego siedziała dziewczyna. Długie włosy zasłaniały jej twarz, ale przecież Timo znał ją na pamięć: mały nos, szarozielone oczy, wąskie usta. Tylko te włosy się nie zgadzały. 
- Przefarbowałaś?- spytał. A. - nie - A. potrząsnęła głową, zerknęła na niego spod przydługiej grzywki.
- Rozumiem. Zawsze tak wyglądały. Wiesz, chciałem się z tobą zobaczyć przed wyjazdem, ale....zresztą ty wszystko wiesz, prawda?
Skinienie.
- A mimo to jesteś tu. I ja tu jestem....no, ale to się niedługo skończy. Nie jestem tu szczęśliwy. Czemu? To piękne miejsce, wiem. Tylko że tutaj trzeba być samemu, a ja tego nie potrafię.

A. wstała. Wyciągnęła do Timo rękę, przyjął ją jakby z rezygnacją i podniósł się. Dziewczyna objęła go, poszli razem dalej, głębiej w las. Nie mógł oderwać oczu od jej włosów. Zawsze wydawało mu się, że A. nosi je krótkie 
i czarne, a teraz okazało się, że były długie, rude, prawie czerwone. Płynęły za nią, mieniły się w pojedynczych smugach słońca. Kiedy przesunął po nich otwartą dłonią, zalśniły jak złoto.

Szli tak bardzo długo. Ona milczała, Timo gadał bez przerwy, zrywał gałązki, gładził jej włosy. Sam już nie wiedział co mówi, ważne było, że A. jest przy nim jak dawniej, słucha go i że w jej oczach jest zupełna pustka. Żadnego współczucia, troski, jak w oczach Marty.
Pochylił się, żeby ją pocałować, ale odepchnęła go. Zauważył, że na jej ustach lśni różowa szminka. Niespodziewanie tak go to rozzłościło, że tym razem siłą zmusił ją do pocałunku. Wyrwała mu się, wytarła usta tak gwałtownie, że starła resztę szminki. Timo splunął.
-Wszystkie jesteście takie same.
A. uśmiechnęła się, skinęła głową. Spojrzała na niego z rozbawieniem, jakby pytała, czego się spodziewał. Potrząsnął głową, jakby chciał czemuś zaprzeczyć, w końcu machnął ręką.
-Idziemy?
Wzięła go za rękę. Timo zamknął oczy, pozwolił się prowadzić. Wkrótce las się skończył, wyszli wprost na zarośniętą stację kolejową. Nie wiedział, że jeździ tędy pociąg. On sam przyjechał tu ze znajomym A., który uprzejmie zgodził się podwieźć Timo w drodze na Litwę. Spojrzał na nią pytająco. Ścisnęła go mocno za rękę, jakby mówiła- uważaj. Podążył za jej wzrokiem, daleko za lasem pojawił się jasny słup dymu, przybliżał się. Tory były niekompletne, budynek stacji był ruiną, szyby w oknach wybite dawno temu... a jednak ten pociąg przyjechał, a Timo do niego wsiadł; zaczęła się podróż donikąd, z A. u boku.
Jechali bardzo długo, A. nic nie mówiła, patrzyła w okno, potem tępo zapatrzyła się w jeden punkt gdzieś na suficie i tak przesiedziała chyba ze dwie godziny, nie miał zegarka.
- Nie jesteś nią, prawda?- pytał ją wiele razy, ale albo nie reagowała albo tylko uśmiechała się z jakąś niezrozumiałą wyższością. W końcu przestał zwracać na nią uwagę. Powoli popadł w apatię, gapił się bezmyślnie na ten monotonny, straszny krajobraz. To dziwne, ale zupełnie nie zastanawiał się jak to wszystko możliwe, gdzie właściwie się znalazł i po co. Chyba był już poza tym.
Przytuliła się do niego, tak po prostu.
- A. nie istnieje, wiesz o tym? - to były jej pierwsze i jedyne słowa skierowane do niego.
- To już nieważne.- odpowiedział Timo. - To koniec. Znaleźli go leżącego na ławce opuszczonej stacji. Był nieprzytomny. Marta popatrzyła na Piotra z miną : a nie mówiłam.
-Przecież nie wisi! - prychnął.
- Bardzo śmieszne! Pomóż mi go podnieść. To lato skończyło się deszczem. Wracali w strugach deszczu, Piotr klął, bo nienawidził rozmokniętych wiejskich dróg. Jego żona tylko patrzyła w okno, na jej ramieniu drzemał Timo. Odkąd go przywrócili do świata żywych, nie odezwał się do nich słowem. Pozwolił, żeby spakowali jego rzeczy, potem grzecznie wsiadł do ich samochodu. Marta usiadła obok niego, najpierw to ona w milczeniu położyła głowę na jego ramieniu, potem się zamienili.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
angis.zvaigzde
Użytkownik - angis.zvaigzde

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2010-01-19 12:33:07