Tato

Autor: Hedonistka
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Tamten rok jego choroby był i pozostanie jej wielką traumą. Niespokojne noce w oczekiwaniu na najgorszą z możliwych wiadomość. Telefony o świcie. Szpital, ból, tlen, przeżyje, nie przeżyje. Stany świadomości nie do opisania, jeszcze trudniejsze do przeżycia. Gatunek ludzki posiada niezwykłą umiejętność akomodacji, przystosowywania się do najtrudniejszych warunków i przetrwania najgorszych sytuacji. Oglądanie bliskiej osoby odartej z wszelkiej intymności, podłączonej do kroplówek, maszyn, aparatu z tlenem niewątpliwie do takich należy. Ktoś, kto jeszcze wczoraj był po prostu tatą jedzącym zupę przy kuchennym stole i czytającym gazetę dziś jest nieprzytomnym, majaczącym pacjentem, jednym z wielu traktowanych instrumentalnie przez zapracowane pielęgniarki na oddziale powiatowego szpitala. One zarabiają osiemset złotych, w tę cenę nie zostało wliczone współczucie. 

Teresa do dziś zastanawia się jak dała radę. Jak nie pękło jej serce, jak nie umarła z rozpaczy i zmęczenia razem z nim. Wie jedno. Żyła wtedy w jakiejś innej czasoprzestrzeni, zawieszeniu, letargu, fikcyjnym świecie, w którym nieuleczalnie chorzy zdrowieją – wystarczy tylko bardzo mocno tego chcieć.

To były uczucia tak potężne, że nie mieściły się w żadnej przestrzeni.  Miała wrażenie, że zaraz eksploduje, że pod skórą, tuż pod nią wszystko już bulgocze. A jednak trwała. Przy tym wszystkim ciągle wstawała rano, jadła śniadanie, szła do pracy, skupiała się na jakichś bzdurnych dokumentach, o których wiedziała, że są nic niewarte. Uśmiechała się, śmiała, musiała wierzyć, wierzyła. Nie da się spędzić całej doby przy łóżku chorego. Trzeba żyć. Trzeba napełnić płuca powietrzem, choćby ten naturalny odruch przestał być nagle taki oczywisty. Ale da się całą dobę wierzyć w cuda. Kiedy już wszyscy wokół wiedzieli, że to koniec Teresa widziała każdy milimetr bólu, każdy centymetr tkanki zjedzonej przez chorobę. I nie widziała. Nie chciała widzieć. Chciała wierzyć. I wierzyła. Do końca. W cud. W cud, który nigdy się nie spełnił. A potem koniec.

Bo przecież nie ma cudów. W końcu zawsze to wiedziała. Przecież od początku było wiadomo, a ona nie jest księżniczką na ziarnku grochu, ani inną pieprzoną postacią z bajki, chociaż do tej pory zawsze tak o sobie myślała. Idealne światy są tylko w bajkach. W idealnym świecie ojcowie nie umierają przedwcześnie na raka. W ogóle nie umierają. Wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Czas najwyższy przestać wierzyć w bajki. Zaciśnie zęby i wytrzyma. Wszystko przetrwa. Jest przecież zwierzęciem zaprogramowanym do wykonywania szeregu czynności życiowych. Nie ma przecież raka. Pęknięte serce? Definitywny koniec dzieciństwa? To raczej średni powód, żeby umrzeć. Dobre sobie.

Ten telefon zadzwonił niecały rok później. Pierwszego września o 9.40. Teresa była wtedy w pracy. Siedziała za biurkiem i wypełniała jakieś dokumenty, a szef od tygodnia był na nią zły. Od samego rana przeraźliwie świeciło słońce. Dzieciaki biegły do szkół w tych okropnych odświętnych ubrankach. Jak na pogrzeb, jak na stypę. Anna powiedziała tylko trzy słowa. Teresa do dziś słyszy je w głowie, jakby miała tam jakąś taśmę. Przewiń, start, stop. Stop.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Hedonistka
Użytkownik - Hedonistka

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2012-06-06 15:22:01