Tajemnice Róży-rozdział siódmy
j się jakąś prostaczką.
Pod drzewem:
-Poćwiczymy jeszcze?
-Jeśli pa...jeśli odpoczełaś Emmo
-Tak.
-Więc zkrzyżujmy szpady.
W drodze do redakcji Ben zauważa zapaloną adeptkę dziennikarstwa której zlecił serię artykułów.Widząc że go nie widzi postanawia ją poobserwować.Zobaczyć jak sobie poradzi z zadaniem.Jak do niego podejdzie.Czy się nie wypali już na samym początku.Czy nie zje ją trema i jak zareaguje na ludzi i ich reakcje.Wybrawszy sobie dogodne miejsce właściciel gazety patrzy.Widzi jak jego dziennikarka z energią i optymizmem bierze się do tematu.Jak podchodzi do ludzi...jak próbuje z nimi rozmawiać a raczej zadawać pytania i jak powoli coraz bardziej jest z mieszana.Jakby zrezygnowana.
"Ciekawe czy odpuści?"
Widząc jak siada na krawężniku chodnika.
"Popełniasz błąd."
Popatrzywszy jeszcze przez chwilę postanawia nie podchodzić do dziewczyny tylko iść do redakcji.Przed posiadłość Robertsonów zajeżdza powóz ciągnięty przez cztery śnieżnobiałe konie.Wysiadając baronowa zatrzymuje się spoglądając na Różę.Po wyrazie jej twarzy widać że rezydancja robi na niej tak jak na każdym odwiedzającym ogromne wrażenie:
-Matko-dotykając ramienia kobiety.
-Tak...-jakby wyrwana z jakiś rozmyslań lub planów
-Służąca patrzy
-Ach tak-zauważywszy młodą służkę.
Chwilę później:
-Czy Państwo są-zimnym głosem.
-Tak Pani.
-Prowadź zatem.
Zostawiając przyjezdnych w jednym z pokoi:
-Zechcą Państwo poczekać.
Po wyjściu służki:
-Też coś- z oburzeniem w głosie-ja mam czekać,ja.
-Chodźmy stąd matko.
-Mowy nie ma.Przyjechaliśmy tu i dopniemy swego.
Na korytarzu:
-Widziałeś Panią?
-W bibliotece z Panem.
Zbliżając sie do drzwi służąca słyszy głośną rozmowę:
-Rozmawiałeś z nią o ślubie z Fosterem?
-Nie i nie zamierzam.
-Mogłam się tego spodziewać.
-Nie będę jej zmuszać do czegoś co jest wbrew jej woli
-Oczywiście
W chodząc do środka:
-Przepraszam
-Czego?!-ze złością
-Czy coś się stało Matyldo?
-No prosze nawet ona jest ważniejsza ode mnie.
-Przyjechali Fosterowie.
-Mój Boże,czemu nic nie mówisz?Prowadź nas.
-Ty ich zaprosiłaś to ich sama podejmuj.
Wychodząc:
-Ignorant.
Zostając w bibliotece Charles oddaje się przyjemności która była dla niego swoistą pasją-przeglądaniu starych ksiąg i listów w których można było znaleźć tyle interesujących informacji o Anglii przed wiekami i świecie.O ludziach którzy mieli swoje zainteresowania.Wzloty i upadki.Przeżycia i myśli.Uczucia.Których życie nie różniło się zawiele lub nawet wcale od zycia współczesnych.Których perypetie wiele razy przypominało mu jego życie.Lubił czytać listy pisane niejednokrotnie drżącą ręką(takie odnosił wrażenie po charakterze pisma)na pożółkłym papierze.Ich zawartość była nie ocenioną i niezastąpioną skarbnicą ludzkich uczuć i przemyśleń-która dawała mu do myślenia i stawała się inspiracją do postępowania w życiu.To oprócz życia i własnych doświadczeń to ona była źródłem dzięki któremu lepiej rozumiał kobiety a zwłaszcza swoją córkę Emmę.Kochał też analizować mapy-dzięki którym budziła się jego młodzieńcza żyłka do przygód...wypraw i skarbów.Kto wie może nadal marzył o niesamowitych odkryciach.Przecież młodzieńcze marzenia nigdy nie umierają i są wiecznie młode w sercach.
Podczas gdy On oddawał się swej radości Bess-Pani domu już po drodze obmyślała swym niezwykle ważnym gością.Otwierając drzwi przywitała ich z przyklejonym uśmiechem na twarzy:
-Niezwykle miło mi Państwa powitać.
-Mnie również
-Czy baronowa czegoś sobie życzy