Tajemnica Melanie cz.2
- Melanie… - to był głos, jakiego nigdy nie słyszałam, aksamitny, potrzebujący pomocy. Ten Głos był jakiś inny, jakby potrzebował pomocy. Spojrzałam na drzewo, potem po ziemi skierowałam swój wzrok do lasu, ale nic nie zauważyłam, co by mogło wypowiedzieć moje imię. Wróciłam do brata.
- Słyszałeś to? – spytała go przerażona.
- Co? – spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ktoś mnie wołał, nie udawaj, że nie słyszałeś. Było to wyraźnie słychać. – pochwyciłam jego wzrok i czekałam na odpowiedź.
- Melanie, chyba coś Ci sie przesłyszało. Oprócz nas nie ma tu nikogo, a ja nic nie mówiłem. Jak się uderzyłaś o drzewo to chyba coś Ci się poprzestawiało w głowie. – uśmiechnął się żartobliwie, wsiadł na konia i podał mi wodze od Rosy.
Założyła toczek, wsiadłam szybko na klacz i razem z bratem pojechaliśmy z powrotem do domu.
***
W porze obiadu, opowiedziałam już kilka razy o tym co się wydarzyło, ale ani razu nie wspomniałam o tym, że słyszała głosy. Mogłoby się im to wydać dziwne i zapewne matka wysłała by mnie do lekarza, więc wolałam milczeć. Ale nikt nie przejmował się moją zamyśloną miną podczas jedzenia drugie dania. Wszyscy dyskutowali czego Rosa się przestraszyła, tylko babcia, stara Helena Pie przyglądała się mi niezauważalnie z zatroskaną miną. Widziała, że coś mnie trapi, zawsze wiedziała, była bardzo spostrzegawcza. Gdy byłam młodsza, zawsze przychodziłam do babci gdy miałam problemy, lub stało się coś złego.
Gdy skończył się obiad podeszła do mnie.
- Melanie, przejdziesz się ze mną po sadzie? – spytała, a ja kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się.