Szkoła monstrum
O mój Boże, jestem tu z jakimś człowiekiem chorym psychicznie i umysłowo.
- Zaś po twojej prawej stronie – odwróciłam głowę na tyle, ile mogłam – znajduje się ... jak my to nazywamy ??? wypadło mi z głowy – stwierdził mężczyzna.
- Metalowy człowiek ??? – podpowiedziałam, bo naprawdę mi to przypomniało.
- Tak !!! – krzyknął – A teraz niech się stanie to, co ma się dziać !!!
Jestem tu z świrem !!! Zaalarmowałam się.
- Hmm... – zamyślił się – W co by cię tu zmienić ??? Do metalowych ludzi nie pasujesz, jako zombie też nie...
- Co się tu wyrabia ??? – spytałam wyraźnie przestraszona, na co wariat wybuchnął śmiechem.
- Tutaj mutujemy ludzi, abyśmy przejęli władzę nad światem. – rozmarzył się.
- Oglądał pan kiedyś bajkę ,, Pinky i Mózg” ??? – spytałam zaskakując go.
- Nie, a o czym to jest ??? – spytał wyraźnie zainteresowany.
- Jest to o dwóch myszach laboratoryjnych, które próbują przejąć władzę nad światem, choć im się to nie udają – parsknęłam śmiechem z własnego żartu, choć osobnik nie zrozumiał, o co mi chodzi.
- Nieważne – odparł – Wybierzemy teraz tobie specjalizacje... Metalowym człowiekiem, jak już mówiłem nie będziesz, zombie też nie...
- A może po prostu sobą ??? – wtrąciłam – nie wezwę policji jeśli mnie pan puści...
- Wiem !!! Zastosuje na tobie mój nowy wynalazek. Jest to zmieszanie metalowego człowieka z wilkołakiem.
- Nie rozumiem, co ma piernik do wiatraka ??? – spytałam. Jeszcze raz rozglądając się, gdzie jest oprawca. Dopiero teraz zauważyłam, że są tu rozmieszczone kamery i głośniki.
- Będziesz metalowym człowiekiem, lecz będziesz miała chowany pancerz, i kiedy naciśniesz czerwony przycisk od razu rozprostuje się, a kiedy tylko twój mózg będzie chciał się bronić lub atakować zmienisz się w wilka. Tak to jest mój najlepszy wynalazek, ale...
- Jakie ,,ale” ??? – spytałam przerażona.
- ...ale wiele ludzi umiera, lub stają się warzywem.
- I chcesz mnie skazać na takie los ??? – spytałam z wstrętem do niego.
- Tak. Niech się dzieje, co chce !!! – wrzasnął i kiedy miał uruchomić maszynę spytałam się jeszcze.
- Czy to boli ???
- Tylko na początku.
Usłyszałam załączanie się maszyny. Nie była tak głośna. Nagle coś czerwonego spłynęło na mnie.
Ból był okropny. Jakbym rozpadała się na tysiące kawałeczków. Cząsteczka po cząsteczce, kostka po kostce, ścięgno po ścięgnie, komórka po komórce...
I w każdej tej części przeszywał mnie ból, który był nie do zniesienia. Było gorzej, niż wtedy na jawie, gdy jeździła po mnie ciężarówka. To było tak jakby, miliony takich pojazdów po mnie jeździło. Nie trwało to przez chwilę tylko całą wieczność. Sekunda po sekundzie. Minuta po minucie. Godzina po godzinie. Kiedy ból trochę zelżał, niespodziewanie znalazła się jego inna odmiana w moim mózgu. Ból z każdym moim oddechem zelżał, ale nadal piekło to żywcem. Moja ręka stała się bardzo ciężka. Tak jakby przyczepiony był do niej ciężarek o masie 100 kilogramów.