Szczerbiec
nął Mieszko wskakując na swego ogiera.
Galopem wyjechali z osady.
Na końcu polany rósł stary, gęsty bór. Stańko z wojami zostali u jego skraju. Rozpalili ognisko, siedli w kręgu i gaworzyli o ostatnich wydarzeniach. Cieszyli się że nie muszą rozmawiać z czarownicą. Choć byli mężni, to jednak każdy z nich odczuwał lęk, gdy tylko usłyszał o czarach. Tymczasem Mieszko parł dzielnie przez splątane zarośla, rozgarniał rękoma ostrokrzewy i ciął mieczem sięgające pod brodę pokrzywy. W końcu dotarł do celu. Jego oczom ukazała się wiekowa, spróchniała i porośnięta mchem chałupa, zbudowana pod konarami ogromnego dębu. Promienie słońca z trudem przenikały przez gęstą koronę drzewa, więc panował tutaj nieustanny półmrok. Książę podszedł do drzwi i zapukał.
- Wejdź Mieszko - dochodzący z wnętrza, skrzeczący głos przypominał mu rechotanie bagiennych ropuch.
- Witaj Victorio - rzekł wchodząc do środka.
Od razu uderzył go tajemniczy odór, którego pochodzenia nie potrafił zidentyfikować. Po środku izby płonęło niewielkie ognisko. Nad nim zawieszono olbrzymi, stalowy sagan. Obok, przy drewnianym stoliku siedziała wiedźma. Miała przerzedzone, siwe włosy i porośniętą brodawkami skórę. Jej twarz poorana była niezliczoną ilością zmarszczek.
- Przychodzisz po wróżbę, czyż nie? - zapytała
Księcia przeszedł dreszcz. Nie cierpiał tutaj przychodzić, lecz Victoria była jedyną osobą, która mogła pomóc, gdyby okazało się, iż mają do czynienia z mocami nieczystymi.
- Tak wiedźmo - rzekł sucho
- Wyciągnij więc rękę.
Gdy to uczynił, czarownica podeszła do niego i rozcięła mu żyłę na nadgarstku. Instynktownie chciał cofnąć dłoń, ale kobieta nie pozwoliła na to. Podstawiła za to niewielką miseczkę, do której ściekła krew z jego rany. Gdy zebrała dostateczną ilość, splunęła w nią, zmieszała niewielkim patyczkiem i wylała na ziemię. Wymamrotała pod nosem jakieś zaklęcie i wyrzuciła na mieszaninę kilka kości. Nagle wrzasnęła i schowała twarz w dłoniach, bojąc się ponownie spojrzeć na wróżbę.
- Cóżeś zobaczyła wiedźmo! - głos księcia drżał.
- To, z czym chcesz walczyć, nie jest z tej ziemi! Ni miecz, ni łuk nie pokonają bestii! Będzie zbierać straszne żniwo, aż nasyci się krwią.
- Musi być jakiś sposób! - Mieszko padł na kolana - poradź wiedźmo, cóż czynić!
Czarownica pozbierała kości i schowała do skórzanego woreczka. Krew zasypała piaskiem.
- Trzeba ci wyruszyć na północ. Wśród tamtejszych gór znajdziesz grobowiec dawnych królów. W sarkofagu jednego z nich spoczywa legendarne ostrze. Szczerbiec. Tylko tą bronią zranisz swego wroga. Pamiętaj jednak, że duchy nie oddadzą chętnie swej własności. I spiesz się. On nadchodzi. - wiedźma zachichotała straszliwym, żabim śmiechem - Klara! Do mnie! - wrzasnęła po chwili
Książę spojrzał na skromnie odzianą dziewczynę, która wybiegła z izby obok. Miała może dwadzieścia pięć lat, była szczupła i wysoka. Jędrne piersi rysowały się wyraźnie pod cienką, lnianą bluzeczką. Długie włosy dosięgały jej prawie do pasa. Stała w milczeniu, trzymając w dłoni leszczynowy kij.
- To moja uczennica. Pojedzie z tobą. Dasz jej konia i będziesz chronił. Pomoże wam w starciu z upiorami królewskiej krypty. A teraz ruszaj, jeśli chcesz pokonać zło czyhające na wasze dusze.
Mieszko wyszedł, a za nim podążyła dziewczyna. Choć wracali inną drogą, szło im się dużo łatwiej. Księciu wydawało się, że rośliny ustępują z drogi młodej czarownicy. Szybko pokonali dzielący ich od skraju lasu dystans i wyszli na polanę.
- O bogowie! - krzyknął Stańko na widok nieznajomej
- Niech któryś tylko ją tknie, straci czerep! - syknął Mieszko - na koń! Ruszamy ku północy!
- Cóż jest na północy panie? - zapytał jeden z żołnierzy.
- Ratunek - odparł książ