Szczerbiec
Wioskę otaczał mrok. Nawet promienie letniego, stojącego w zenicie słońca nie potrafiły go przeniknąć. Wlał się w każdy zakamarek, niczym szarobrunatna, gęsta ciecz.Nie został też rozproszony przez płomienie z płonących, drewnianych chat. Cała osada została zniszczona. Koło zagród leżały zmasakrowane ciała mieszkających tu ludzi. Nawet kobiety i dzieci potraktowano w okrutny i bestialski sposób. Sępy skubały ich zakrwawione, poorane mieczami truchła, a ogromne, czarne niczym noc kruki wydziobywały oczy z zatkniętych na drewnianej palisadzie głów. Pożodze przyglądał się z pewnej odległości ubrany w habit, dosiadający karego rumaka, jeździec. Spod zarzuconego na głowę kaptura zionęła pustka, jak gdyby osobnik ów nie posiadał w ogóle twarzy. Patrzył jak pod niebo rośnie kolumna gęstego, szarego dymu. Radował swą diabelską duszę widokiem rzezi, jakiej dokonała jego armia, a gdy ją nim nasycił, zawrócił konia i pogalopował w stronę pustyni. A za nim straszliwy legion, którym dowodził.
Książę Mieszko siedział w swojej chacie i rozgarniał rękoma długie, brązowe włosy. Nagle do izby wparował jego najwierniejszy sługa Stańko. Czterdziestoparoletni żołnierz był dowódcą wioskowego legionu i najbardziej zaufanym człowiekiem księcia. Odwagą i siłą przewyższał niejednego barbarzyńcę ze wschodnich stepów, lecz teraz trząsł się cały i nerwowo zaciskał pięść na rękojeści swego topora. Klęknął przed Mieszkiem i skinął głową na znak szacunku.
- Panie, Bobolice zgrabione! - krzyknął z przerażeniem w głosie - to już trzecia wioska w tym miesiącu!
- Któż za tym stoi Stańko, mówże! - podenerwowany książę wstał i jął spacerować po izbie.
- Nie wiem panie. Tak jak ostatnio nikt nie przeżył...
Mieszko uderzył pięścią w stojący pod oknem, drewniany stół
- A Bogumił? Też martwy?
- Tak. Jego głowa została nabita na pal i wystawiona po środku osady.
Księciu łzy napłynęły do oczu na wieść o śmierci władcy Bobolic, który był jego bliskim przyjacielem i niejednokrotnie służył zbrojną pomocą w bitwach przeciwko barbarzyńskim ludom. Odwrócił głowę by sługa nie dostrzegł jego słabości. Gdy opanował emocje, usiadł z powrotem na swoim drewnianym, bogato zdobionym tronie.
- Co mówi lud? Może ktoś coś widział, słyszał! Przecież to niemożliwe, by wybito do nogi całą osadę. Bogumił był niepokonanym wojownikiem. Psia mać!!
- Ludzie powiadają że kres świata nadchodzi i sam diabeł wyszedł z czeluści. Mówią, że nad wioskami, które mają być grabione, noc ciemna wpierw zapada i bestie nieludzkie z niej powstają. Biada nam panie. Toć Bobolice tylko dzieliły nas od ostatnio złupionych Drążyc.
- Bajdy! Wszystko bajdy i zabobony! - Mieszko splunął pod nogi i gniewnie spojrzał na swego sługę - i ciebie mój przyjacielu nie poznaję. Drgasz niczym kot na widok psów łownych.
- Mnie widok żadnego z ludzi nie przeraża mój panie, lecz siły nieczyste napawają me serce lękiem. Mierzyć się z nimi, to iść na pewną śmierć!
Książę wstał i wyciągnął miecz z pochwy, podniósł go w górę i krzyknął:
- Jeśli to siły diabelskie chcą naszej ziemi zagrozić, to i my musimy się im mocami magicznymi przeciw wstawić! Siodłaj konie. Zwołaj dziesięciu najmężniejszych wojów! Zajedziemy do chaty Victori. Ona nam radą i wsparciem posłuży.
- Panie! Toż to wiedźma! Ufać się jej nie godzi! Ona na dusze człowiecze czyha i niechybnie wydrze je z nas przy pierwszej sposobności! - źrenice przerażonego Stańka urosły do ogromnych rozmiarów, a ręce drgały jak w gorączce, na myśl o wyprawie do przybytku czarownicy, przed którą odczuwał straszliwy lęk.
Pobiegł jednak wykonać polecenie swego pana i po niedługim czasie, przed jego chatą stało dziesięciu uzbrojonych wojowników, siedzących na najszybszych rumakach.
- Ruszajmy więc! - krzyk