Świat Kevina cz.2

ytanowej, odbywały się też wyścigi ciągników z napędem jądrowym. Sytuacja na wsi była na ogół dobra lub bardzo dobra, jednak ludzie zostali przyzwyczajeni przez pewne siły polityczne, że nigdy nie jest tak dobrze, że mogłoby być lepiej. Polska była obecnie jednym z głównych państw Unii Europejskiej a polskie rolnictwo należało do czołowych agrokultur ekologicznych w Europie. Rolnikom zaczęło się na tyle nudzić, że sami urządzali jakieś blokady czy manifestacje, choć sami chyba do końca nie wiedzieli po co i dlaczego (być może ze względu na pamięć po ostatnim przywódcy chłopskim A.L, którego portret wciąż straszył po kątach, nielicznych ociemniałych nieco zagród). Ogólnie Kevin czuł się piekielnie rozdarty, z jednej strony lubił ten wygodny i luzacki świat swojego miasta, ale ciągnęło go również na wieś- gdzie powietrze odświeżane powietrzem sprowadzanym z Himalajów, świeża trawa sprowadzana z Anglii i polskie krowy zmodyfikowane genetycznie i pasące się na nieznośnie pięknej łące, budziły w nim słowiańską duszę. Poziom inteligencji ludzi (i to nie tylko w Polsce) ulegał dalszemu rozwarstwieniu- było coraz więcej ludzi bardzo głupich, choć i było też więcej bardzo mądrych, choć stosunek tych drugich do pierwszych był dalece niezadowalający. Zdecydowana większość szprycowała się codziennie kroplówką telewizyjną, przechodząc bez bólu w stan upojenia hedonizmem i zaspokajania najniższych potrzeb. Odłączenia procesów myślowych stały się tak częste i popularne, że stały się elementem kultury- 'gadające mądre głowy' były zdecydowanie niemodne a luz polegający na używaniu głowy co najwyżej do odbijania jej od ściany, to było bardzo trendy i 'na czasie'. Kevin należał jednak do tej mniejszej grupy indywidualistów, u którego wszelka masowość wywoływała wysypkę i nieznośny tik w oku. Pewnego dnia dowiedział się nawet z gazety elektronicznej, że w USA Towarzystwa Ubezpieczeniowe wprowadziły ubezpieczenia na wypadek zupełnego zidiocenia i na wypadek chorób spowodowanych częstym kontaktem z czystym idiotyzmem. Oczywiście, jak na warunki amerykańskie odszkodowania były bardzo interesujące, ale też interes był na tym przedni. W Ameryce większość bezwzględną mieli kretyni i idioci różnej maści, którzy nie znali świata poza własnym miasteczkiem a ich własny stan był już szerokim światem. Ubezpieczenia stały się bardzo trendy, bo były czymś nowym, co należało mieć, jak na przykład- pierścionek z uśmiechającym się idolem nastolatek, czy skrawek stanika gwiazdy filmowej- a rzecz jasna zidiocenie wielu już zupełnie nie groziło. W Polsce Kevin mógł tylko pomarzyć o takim luksusie- jego wysypka i tik w oku na pewno dałoby się przełożyć na kilkanaście tysięcy zielonych banknotów, ale to była wciąż ta sama Polska, gdzie można było stracić obie nogi i ręce i mieć ogromne problemy z uzyskaniem uczciwego odszkodowania. Kevin a kobiety Kevin siedział teraz sam przy swoim ulubionym stoliku i przesączał leniwie złocisty płyn, jego wzrok jeszcze nie pokryty mgiełką zamroczenia alkoholowego przemierzał bar, stoliki a nawet drzwi od toalet. Podrywanie panienek w nocnych lokalach już dawno mu się znudziło, noce z nimi były bardzo do siebie podobne, choć zdarzało się, że z jakąś dotrwał do końca kolejnego tygodnia, by stwierdzić z pełną świadomością, że to jednak nie tak powinno być. Marzyła mu się kobieta świadoma, urodziwa, mądra, zaufana, troskliwa, ujmująca swoim sposobem bycia...- gdy próbował wyłuszczyć swoje potrzeby nowo poznanej kobiecie, zazwyczaj rzeczywistość dawała mu mocno w gębę i chcąc nie chcąc- nadzieja uciekała z niego jak szczury z tonącego okrętu. Od czasu dotkliwego rozstania ze słodką i zdradziecką Julią wszystko było już inaczej, gdyż rany sercowe nigdy nie potrafią się zabliźnić. Owszem, zdarzały się wyjątki, które rozniecały w jego sercu płomień namiętności, który jednak gasł szybko losem ogniska pod lasem po zakrapianej balandze. Jedną z jego wielkich nadziei była Sabina, która pragnęła, aby nazywać ją Tchnieniem Poranka. Sabinę p