Strach - retro kryminał
- Nie, nie! – Uspokoił go Adam. – Chciałem z panem porozmawiać. Tak trudno mi uwierzyć…
- Proszę, niech pan siądzie – Bielecki wskazał wysokie fotele, pokryte perkalową narzutą. - Nie było pana na pogrzebie. Anna pana nie zawiadomiła?
- Zawiadomiła, panie doktorze, ale list przeczytałem dopiero przedwczoraj. Jestem archeologiem. Najczęściej przebywam w miejscach, do których listy docierają z opóźnieniem albo wcale.
-Jak się domyślam, chce pan spytać o Barbarę.
- Czuję się winny, że nie było mnie z nimi - rzekł Tarnecki. – Przed wyjazdem rozmawiałem z panią Drwęcką, wydawała się całkiem zdrowa. A Anna nic nie mówiła o kłopotach z sercem. Wspominała jedynie o niestrawności.
- Zgadza się – skinął głową lekarz. – Chorobom serca często towarzyszą gastryczne objawy.
- Wiem, mój ojciec umarł na serce. Ale miał też bóle w piersiach, duszności. Pani Barbara na nic takiego się nie skarżyła. Czy pan jest pewien swojej diagnozy?
- Nie – odparł doktor bez wahania. – Chociaż z medycznego punktu nie mam ku temu podstaw. Barbara miała czterdzieści trzy lata. Duszności i ból wystąpiły u niej nagle. W jej wieku to rzadkość, ale jednak się zdarza.
- Skąd więc wątpliwości u pana?
- Młody człowieku – w głosie Bieleckiego brzmiała nuta ironii. - My lekarze jesteśmy tylko ludźmi. I także popełniamy błędy. Jako długoletni przyjaciel Barbary chciałbym być pewien przyczyn jej śmierci. Mniemam, że pan również – mówiąc to, spojrzał przenikliwie na rozmówcę.
- Nadal jednak nie wiem, co pana zaniepokoiło. Co innego mogło spowodować śmierć pani Drwęckiej?
- Trucizna – rzekł lekarz krótko.
Adam, z wyrazem kompletnego zaskoczenia na twarzy, milczał długą chwilę.
- Trucizna… - powtórzył, jakby chciał się upewnić, że właśnie to słowo padło z ust Bieleckiego. - Przecież trucizna szybciej by ją zabiła! – zaprotestował.
- Niekoniecznie. Barbara miewała od jakiegoś czasu objawy zatrucia pokarmowego. Później poczuła się lepiej, wydawała się być zupełnie zdrowa. I nagle wystąpiły duszności, bóle serca i zgon. Tak zabija naparstnica. Ma zdolność kumulowania się w ciele. Inna sprawa, że jest stosowana jako lekarstwo właśnie w chorobach serca. Ale, jak pan słusznie zauważył, Barbara nie uskarżała się na serce. Znam tę rodzinę od lat i wiedziałbym o tym. Nie wchodzi zatem w grę przypadkowe przedawkowanie. Jeżeli się nie mylę i Barbara zmarła od naparstnicy, to musiało to być czyjeś celowe działanie. Nie widzę innej możliwości.
- Jak można ją zdobyć? – dopytywał wstrząśnięty Tarnecki.
- Bardzo łatwo. Rośnie na łąkach, w przydomowych ogrodach.
- Ale kto, u diabła mógł chcieć śmierci pani Barbary! I dlaczego ?
- Myślę o tym bez przerwy – wyznał lekarz. – Barbara była mi bliska i zapewne dlatego ta sprawa mnie dręczy.
- Nie rozumiem w takim razie, dlaczego nie zawiadomił pan policji.
- Rozważałem to. Biłem się z myślami przez parę godzin, zanim wypisałem akt zgonu. Nazajutrz pojechałem do Poznania. Leczyłem kiedyś żonę komisarza dystryktu. Przyjął mnie. Powiedział, że wątpi, czy starosta każe wszcząć postępowanie. Tylu ludzi umiera na serce. Nie mówił wprost, ale dał do zrozumienia, że niemiecka policja nie będzie skora zająć się śmiercią wdowy po powstańcu. Zwłaszcza wobec tak nikłych poszlak.
- Więc nie ma możliwości dociec prawdy - rzekł cicho Adam.
- Myli się pan – powiedział wolno Bielecki, nie spuszczając uważnego spojrzenia z twarzy rozmówcy.- Przyjechał pan do mnie, bo sprawa Barbary nie daje panu spokoju. Jako archeolog docieka pan prawdy, dysponując jedynie fragmentami informacji. Proszę pomyśleć – pochylił się w stronę rozmówcy i mówił z ożywieniem. – Jeżeli ktoś zabił, to musiał mieć ważny powód. Gdy znajdziemy ten powód, znajdziemy sprawcę. Albo upewnimy się, że Barbara zmarła naturalnie, na serce.