Strach - retro kryminał
Na prawo widać było zabudowania gospodarcze a za nimi sad. Rozgdakane kury grzebały w ziemi przed stajnią, w sadzawce taplały się gęsi i kaczki.
Z ganku przeszli do obszernej sieni. Dzieliła dom na dwie części i miała tylne wyjście, prowadzące do warzywnego ogrodu.
Barbarę Drwęcką zastali przy pianinie. Na ich widok wstała i z uśmiechem podeszła do gościa. Jedwabna kremowa suknia pięknie harmonizowała z subtelną urodą jasnej blondynki.
Adam ucałował jej rękę.
- Anna mówiła mi o pani niedyspozycji.
- Anna trochę przesadza - rzekła z łagodną przyganą w głosie. - Siadajmy, kochani, zaraz napijemy się herbaty.
Leciwa zarządczyni dworku wkroczyła z wielką tacą w dłoniach.
- Dzień dobry, Agato – powitał ją Tarnecki.
Uśmiech opromienił pomarszczoną twarz kobiety.
- Dobrze, że pan już jest. Panienka nie mogła się doczekać.
Zręcznie poustawiała imbryk i malowane w róże filiżanki na okrągłym stole, pokrytym szydełkowym obrusem. Placek z rabarbarem i maliny dopełniły poczęstunku.
- Herbatka dobrze pani zrobi – zwróciła się do Barbary.
- Jestem zdrowa, moja Agato! Po obiedzie pójdę do pracowni.
- Co też pani opowiada! – żachnęła się staruszka. – Doktor kazał…
- Nie przejmuj się – odparła Barbara i uśmiechnęła się, jak dziecko, które wie, że wszyscy mu pobłażają.
Agata wyszła, mamrocząc coś pod nosem.
- A gdzie Wiktor?- spytał Adam.
- Powinien niedługo wrócić – mówiąc to, Barbara podniosła imbryk i nalała herbatę. Lekkim ruchem ręki odgarnęła pukiel jasnych włosów, który opadł luźno nad uchem i z wdziękiem sięgnęła po filiżankę.
Jak na zawołanie drzwi otworzyły się z impetem i do pokoju wbiegł piękny srebrnoszary wyżeł a tuż za nim Wiktor w stroju do konnej jazdy. Anna i jej młodszy brat, smukli i ciemnowłosi, byli bardzo podobni do ojca, którego podobizna, namalowana wiele lat temu przez Barbarę, wisiała nad kominkiem obok autoportretu żony.
Pies ze skomleniem przypadł do Adama i skoczył mu przednimi łapami na pierś. Mężczyzna poklepał go po karku i wytargał za uszy, po czym wstał i uściskali się z Wiktorem serdecznie.
- Ocho, nadciąga burza! – rzekł wesoło chłopak, gdy z sieni dobiegł ich odgłos szybkich kroków.
- I co panicz najlepszego zrobił? Pies w salonie! – rzekła ze zgorszeniem Agata. – Uciekaj stąd Nero! – krzyknęła. Z trudem wygoniła rozbrykane zwierzę za drzwi.
Wiktor opadł na krzesło.
- Długo cię nie było – Anna nalała bratu herbaty.
- Pokazywałem Dylewskiemu łąkę nad rzeką – odparł. Duszkiem opróżnił filiżankę.
- Jednak chcesz ją sprzedać? – spytała cicho Barbara.
- Rozmawialiśmy już o tym – w głosie Wiktora pojawił się lekki ton zniecierpliwienia. – Do końca miesiąca trzeba zapłacić u Cegielskiego. Inaczej przepadnie zaliczka. A Dylewski daje dobrą cenę.
- Masz rację, synku. Ty wiesz najlepiej. Ja nie mam do tego głowy.
- Musisz zobaczyć nową klacz – Wiktor z roziskrzonym wzrokiem zwrócił się do Adama.
- Jest śliczna! – rzekła Anna. - Mama nazwała ją Kalipso. Nawet namalowała portret – pochyliła się ku matce i ucałowała jej policzek.
-Mam nadzieję pani Barbaro, że pokaże mi pani obrazy – ze strony Tarneckiego nie była to jedynie kurtuazja. Uważał, że Drwęcka ma prawdziwy talent i naprawdę był ciekaw jej najnowszych prac.
- Pewnie się zdziwisz, mój drogi, gdy je zobaczysz – Barbara ponownie napełniła filiżanki.
Anna roześmiała się.
- Mama ma nową pasję i maluje greckich bogów. Agacie się to nie podoba, woli pastuszków i gęsiarki.