Stonoga i gilotyna
-Mam!- zawołała wesoło.
-Doskonale!- krzyknął burmistrz, wychodząc zza zawalonego papierami biurka. Stonoga dała mu kartkę. Pan Biedronek zaczął z uwagą go oglądać.
-Hmm… a do czego to służy?- zastanowił się.
-Nie wiem.
-Dam to specjalistom. Wezwiemy cię, gdy coś będzie wiadome.
Na pewien czas stonoga zapomniała o swojej przygodzie. Przyjmowała gości w swojej dziupli, jadła pączki i naleśniki z dżemem, grała w krykieta z żukiem czy chodziła na kręgle z dżdżownicą.
W końcu do drzwi jej mieszkania zapukał żuk z informacją, że ma się natychmiast stawić na posiedzeniu rady miasta.
Weszła do potężnej sali i usiadła na pustym miejscu. Panowała doskonała cisza.
W końcu odezwał się Pan Biedronek:
-Wiemy już, do czego służyło tamto urządzenie.
-Tak?- zaciekawiła się- Do czego?
-To narzędzie egzekucji. Ludzie nazywają to „gilotyna”.
-O lol!- krzyknęła dżdżownica.
-Och- głos zamarł stonodze w gardle.
-Wiesz, że nie ma u nas kary śmierci- powiedział groźnie burmistrz.
-Tak. Jestem jej przeciwna.
-Ale sprowadziłaś do nas narzędzie zabijania! Wiesz, co się stało z buntownikami?!
-Zostali straceni. To trochę bez sensu, że kara się śmiercią tych, którzy chcieli kary śmierci i buntowali się przeciwko jej brakowi…- zaczęła mówić stonoga.