Gdzie strzelają?
Wszystko to stało się w ułamku sekundy, naprawdę. Najpierw nic się nie działo i pomyślałam, żę ten dzień znowu będzie taaakiiii nudny. A potem, kielka sekund dosłownie, i wszystko zaczęło dziać się jednocześnie.
Patrzyłam ne tę kobietę, bo byla dziwnie ubrana. Miała około dwadzieścia lat, a nosiła długi czarny prochowiec. Rozpięty, a pod nim tęczową bluzkę koszulową i rude spodnie dresowe. Bezdomna, pomyślałam wtedy, ale się pomiliłam. Nic nie wskazywało na to, co się zaraz miało wydarzyć.
Kobieta B.- tak ją nazwałam- sięgnęła pod czarny płaszcz i wyjęła coś, małego czarnego. Siedziałam na ławce dość daleko od niej dlatego nie widziałm co to dokładnie. Ale ludzie, którzy byli bliżej ( a przynajmniej ci, którzy za bradzo się nie spieszyli) wyraźnie poznali co to, bo zaczęli krzyczeć i uciekać.
Kobieta B. wyciągnęła ręke ruchem charakterystycznym dla strzelających z broni. I zrozumialam, że kobieta ma zamiar do kogoś strzelić. Z pistoletu.
Wymierzyła i.... BUUUM.
Najpierw nie zauważyłam kto upadł, ale szybki rzut okiem dookoła i już wiedziałam, że celem Kobiety B. był młody mężczyzna. Nie wiem co się stało z kobietą, ale wiem, że zniknęła. A ja?
Ja przypomniałam sobie o czym mówił pan na EDB. Że ludzie postrzeleni bez szybkiej pomocy umierają szybko.
I przypomiałam sobie, że ranę postrzałową trzeba szybko czymś zakryć.
Więc zerwałam się z ławiki i podbiegłam d rannego mężczyzny. Nikt dotąd jeszcze mu nie pomógł i chyba, nikt nie zamierzał.
A kiedy już byłam przy nim i kawałkiem folii z torebki śniadaniowej zakryłam jego ranę poniżej serca( żeby powietrze nie dostawało się do jego oraganizmu, bo mogło by go rozsadzić) przypomniałam sobie, że nie lubię widoku ran i krwi. I kiedy słyszałam syrenę karetki, policji byłam bardzo wdzięczna, bo szybko osunęłam się w ciemność.