Staruchy w nowym świecie cz 2. Obudzimy się wtuleni w południe lata
- Latawica, latawica z niej i już! — skończyła swój długi wywód. — Najpierw Wodnik, potem kolejny Wodnik, a teraz Leszy. Uczepiła się go, bo wie, że długo nie pociągnie, a potem przejmie jego kury i drzewa! Przetrwa na tym wiele lat. A żeby ten jego konar odpadł!
- Jak konar?
- Jak to 'jaki'? — spytała zdziwiona. — No konar jego! Jego dzida, drzazga, sęk, nie wiem, jego najważniejsza część dębiny?
- To nie zauważyłaś? — odparła Druga. — To, że sobie listki odmłodził nie znaczy, że i jego konar powstanie. A jak nie powstanie, to dziedzica z tego nie będzie. Poza tym on mieszka w tartaku. Tartaku! Kiedy go potną, jego moc zniknie, a ona wtedy utknie i będzie musiała mieć coś na podmianę dla kur.
Pierwsza przystanęła i zaczęła głęboce rozmyślać nad słowami Drugiej. Po chwili wykrzyknęła radośnie.
- Oczywiście! Bez dziedzica będzie musiała podmieniać! Oho. Ile bym dała, żeby zobaczyć jej minę, kiedy już pojmie, jaki błąd zrobiła. Utknie w jego domenie, sama, i nawet kurczaczki jej nie wystarczą. Jest jednak sprawiedliwość na tym świecie.
Zadowolona Pierwsza ruszyła naprzód. Za nią, ociągając się trochę, kroczyła Druga. Ciekawe, pomyślała, kto prędzej zniknie z tego świata - my czy Trzecia?
Jednak na to pytanie odpowiedzi nie znalazła. Jeszcze nie.