bajpasy
Tramwaj pełen był ludzi. „Jajkami kramarkami o wczesnej porze na targu” myślał, rzucając okiem na peron przystanku.
- Pan się puści tej rury – warknęła otyła kobieta.
- Pani mnie nie namawia do grzechu. Wierność napinam serca bajpasem. Pani rozumie! Serce nie wytrzyma napięcia rozterek.
- Cham.
- I mnie jest miło panią poznać.
Kobieta odwróciła się i znacząc śladem brezentowych toreb oraz półrocznego tłuszczu włosów wyszła drugimi drzwiami.
- Pan wysiada?
Nienauczony doświadczeniem tłustego podlotka odwrócił się i spojrzał na dawcę głosu. Pierwszym i ostatnim jękiem zapomniał o bajpasowo dozgonnej wierności. Znalazł się gdzie indziej. W „raju utraconym”? Czy jakoś podobnie!
- Raczej nie, ale nie wykluczam niczego co może lub jest związane z panią.
- Pan mnie przepuści i tyle.
- Dla pani mosty budować, katedry strzeliste w świątynnym orszaku sukien ślubnych. Niech się pani nie zniechęca. Proszę życzyć, a spełnienie odniesie zwycięstwo.
- Przepraszam, a czy mógłby pan się odrobinę odsunąć od drzwi?
- Mnie nie trzeba nawet powtarzać. Dwa razy się w życiu tak wyczepiłem z płóz rzeczywistości. Dziś jest ten drugi.
Dziewczyna odwróciła się w tory kolei, którymi mknęła na poprzednim przystanku tłusto grzywa matrona.
- Pani odchodzi – krzyknął zapytaniem za nią.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Wysiadała lekko wstępując na chodnik.
„W niebo wstąpienie” pomyślał zdziwiony. „W chodnika prozaiczne płytki. Trzeba nam lecieć do nieba za aniołami”. Szarpnął za dźwignię hamulca bezpieczeństwa i silnym dłonio – ramieniem odetchnął rześkim, wiosennym powietrzem miasta.
Niby pieszo ulicami spacerował bez celnie, a jednak szedł za nią. Zgadywał, że na następnym dróg poplątaniu skręci na lewą stopę i skręcała. „Skręciła” dumał w ciszy rozważań „w lewo i lewo, a jak odgadnę trzy razy spotka się ze mną jutro”. Dziewczyna skręciła i w lewo i w lewo. „Jest moja”.
- Proszę pani – krzyknął, aby nie było, że za nią idzie.