Ratchet & Clank: misja I: Veldin, cz II
Nie wiem, ile czasu minęło... Leżałem na plecach. Clank chyba stał obok mnie... Nie byłem jeszcze całkiem przytomny... Bolała mnie głowa i uszy. Przesunąłem rękę na głowę i powoli otworzyłem oczy. Nagle niemal natychmiastowo oprzytomniałem. - Oh! - Krzyknąłem, podrywając się i salutując. - Pani komandor! Przepraszam za poprzednią zniewagę. - Powiedziałem i padłem z powrotem na plecy. Głowa zabolała mnie jeszcze bardziej. - Zniewagę? Jaką zniewagę? - Zapytała ze zdziwieniem. Obok niej stało wiele zielonych robotów. Naszych robotów. Czyżby skończyły bójkę? Dziwne.... - Nie mam siły... - Szepnąłem. Dopiero teraz obok mnie dostrzegłem mojego towarzysza. Siedział obok mnie z rozkraczonymi nogami, patrząc gdzieś daleko. Po chwili odwrócił się do mnie, miałem wrażenie, że jego twarz promieniowała radością. W każdym bądź razie, potrafił nieźle pokazywać swoje humory. Najwyraźniej się o mnie martwił. - Lepiej, żebyś leżał, Ratchet. - Odezwał się kompan. - Nie bez przyczyny boli cię głowa. To był niemal śmiertelny cios. Lepiej, żebyś teraz odpoczywał. - Wyjaśnił i podał mi mój pistolet, który musiałem upuścić, kiedy zemdlałem. - Ale... Kto to był? - Zapytałem z ciekawości. Byłem pewien, że Clank go widział. - Nie, kto, ale co. - Powiedział towarzysz. - Poprostu trafiła cię... Co to było? A, tak, głowa robota. Sprawdziłem, co ci się stało i doszedłem do wniosku, że to może być cios śmiertelny. - Tłumaczył mi Clank. Westchnąłem dosyć długo, po czym powoli się podniosłem. Zaczęło wirować mi w głowie, wzrok mi się rozmazał. Dobrze, że Sasha mnie złapała, bo znowu bym przygrzmocił w ziemię. Pogłaskała mnie po włosach. Ej! Zaraz! Gdzie ja mam hełm? Pewnie z pośpiechu go nie założyłem. Pewnie jest w statku... - Eeeemmmm... Clank... Dlaczego... - Czułem się coraz gorzej, zaczęło mnie mdlić. - Mi nie... Powiedziałeś, że... Eeeeemmmm... - Nie mogłem już nic powiedzieć. Zamknąłem oczy i znowu straciłem przytomność. Obudziłem się na Starship "Phoenix". W szpitalu. Głowa mnie już aż tak nie bolała. Wszystko w porządku. Obok mnie, na podłodze leżał mój plecak z broniami. Ale... Gdzie klucz? Rozejrzałem się dokładnie. Na szczęście po paru minutach dowiedziałem się, że jest w moim pokoju na swoim miejscu. Ponoć Clank go odniósł. No i dobrze, nie mam siły. Kompletnie na nic. Skuliłem się na łóżku, przykryłem szczelnie (bo tu zawsze strasznie zimno) i starałem się zasnąć. Jednak ktoś mi na to nie pozwalał. Jakieś głosy. Ktoś coś mówił z lękiem. O mnie? Zdawało mi się, że słyszałem moje imię. Ale... Oddać? Co oddać? Niewola? O nie, ja nie pozwolę! Głowa gwałtownie znowu zaczęła mnie boleć. O co chodzi? Próbowałem wstać, ale to nic nie dało, za każdym razem opadałem na poduszki. Ale co oni mówią? Znowu moje imię? Chodzi też o Clanka i jakiś klucz... Co za klucz? Trigger? Kto to? Ponowna próba podniesienia się z łóżka przyniosła większy rezultat... Niech ta głowa przestanie tak boleć! Podniosłem się, stanąłem na nogi i... Narobiłem hałasu, nie utrzymałem się na nogach i wylądowałem na podłodze. Całe szczęście, że miałem, tym razem cały skafander. Łącznie z hełmem, to dlatego mi tak niebiesko przed oczami. Podbiegło do mnie parę robotów. A niech to, znowu one... Jak ja ich nienawidzę, z wyjątkiem jednego, Clanka. Podniosły mnie i położyły z powrotem na łóżko. Ja nie chcę do łóżka! Ale nie mam siły. Poprzednie głosy ucichły. Nikt już nie rozmawiał. Ale... O, pani komandor! - Przepraszam, że nie mogę zasalutować. - Szepnąłem, nie mając już siły na nic. Kompletnie na nic. - Nic nie szkodzi, Ratchet, jesteś poważnie chory. - Odpowiedziała, uśmiechając się przy tym przyjemnie. - Może i... Ale nie lubię siedzieć bezczynnie, przepraszam, że tak nawaliłem i... - Powiedziałem jednym tchem, po czym zacząłem kaszleć. Zabrakło mi tlenu w płucach. - Kto zajmie się Veldin? - Zapytałem, mając łzy w oczach. To była jedna z moich nielicznych szans. Być może ostatnia. - Niestety, w takim stanie nie możesz tam lecieć. A buntem i... Tym czymś zajęła si