Srrach
Powoli zbliżał się do pierwszych zabudowań miasta. Kazimierz, bo takie nosił imię, słynął w okolicy z niezwykłej siły i odwagi. Mawiano, że z niedźwiedziem mógłby się brać za bary, widziano ponoć jak szarżującego byka chwycił za rogi i kark mu skręcił w gniewie, sam głosił, iż diabła z piekła za uszy by wyciągnął, gdyby mu zalazł za skórę. Ile było w tym prawdy, a ile wyobraźni ludzkiej i przechwałek samego bohatera? Trudno powiedzieć. Na pewno wszyscy schodzili mu z drogi, bano się go powszechnie, matki straszyły nim niegrzeczne dzieci.
Zaraz po śmierci żony (Agata nadal odwiedzała go w snach) nie przeżył ani jednego dnia bez pijatyki, rozróby. W miarę upływu czasu, jak ból łagodniał, częstotliwość tych ekscesów również traciła na intensywności. Ale i dziś jeszcze potrafił rozbić drewnianą ławę na czyimś grzbiecie albo rzucić kimś o ścianę. Miejscowy proboszcz wyklinał go z ambony, wzywał do poprawy – nic nie docierało do zapalczywej głowy.
W oddali majaczyła murowana wieża kościoła p. w. św. Jana Chrzciciela, z której w niedziele rozchodził się dźwięk dzwonu, wzywającego wiernych na nabożeństwa. Dwa razy w tygodniu udawał się tą drogą do oddalonej o jakieś dwa, trzy kilometry Kruszwicy. We wtorki na cotygodniowy targ, by załatwić sprawunki, a w soboty do miejscowej gospody „Pod Czerwonym Bykiem”, by topić swe smutki i żale w alkoholu wraz z nielicznymi przyjaciółmi jacy mu pozostali – lokalnymi obibokami i nicponiami.
Wszedł właśnie w obręb miasta. Latarnie nikłym światłem rozświetlały kamienice i brukowane uliczki, na których zalegały wciąż po wczorajszej ulewie kałuże i masy błota. Zaklął szpetnie i prawie biegiem ruszył w stronę gospody, czuł już w ustach smak wódki i piwa, ale też spieszno mu było zobaczyć pasierbicę gospodarza, siedemnastoletnią Martę.
Marta. Poznał ją zaraz po śmierci swojej ukochanej. Ona straciła wtedy ojca, on dwie kochane istoty; to zbliżyło ich do siebie. Zaczął się wtedy bać, że może stracić również i ją, nie mógł spać po nocach i często zrywał się z krzykiem.
Po roku Jagoda, matka dziewczynki, wyszła za mąż po raz drugi za obecnego właściciela „Pod Czerwonym Bykiem”, Jakuba, jednak zawiązana wówczas przyjaźń pomiędzy dorosłym, zgorzkniałym mężczyzną, a dzieckiem przetrwała do dziś. Pamiętał jak siadywała mu na kolanach i prosiła, żeby opowiadał jej bajki; robił to z wielką radością. Kiedy kończył jedną opowieść, patrzyła mu w oczy, a potem szeptała do ucha: