Wieczór spowity pozorem
Pozornie była.
Pozornie biegła.
Pozornie śpieszyła ku czemuś.
Pozornie nie dostrzegała męskich spojrzeń.
Pozornie wszystko wokół było najistotniejsze.
Ale gdyby ktoś podszedł bliżej, delikatnie, dotykiem motyla podważył maskę znalazłby
nieoczekiwanie...
....oczekiwanie.
Na uwielbienie,
na fascynację,
na irracjonalne pokonywanie czasu i przestrzeni dla 5 minut z nią.
Dokąd zmierzała ta kobieta? Pozornie młoda, jeszcze nie zamknięta w izolatce starych kobiet.
Biegła, śmiała i chciała więcej. Szybciej, bardziej, mocniej i zachłanniej.
Zobaczyć, uwiecznić, zrozumieć, pojąć, posłuchać, dowiedzieć.
Chciała nie musieć, nie chcieć, nie potrzebować.
Chciała czuć każdym skrawkiem umysłu, ciała i wyobraźni, że jest tylko teraz. Tu i teraz.
Pozornie cieszyła się na spotkanie z młodego kolegą, którego onieśmielała sobą, a który w przypływie "braterskich" odczuć, postanowił zaopiekować się nią w jego rodzinnym mięście.
Czekała na spektakl, na emocje, na dźwięki, na zachwyt, na skrzypienie teatralnych krzeseł.
Na teatr odbywający się na widowni. Uwielbiała go równie mocno ja ten którego miała być świadkiem.
Na sekundę przed tym jak miała wyłączyć telefon dobiegła wiadomość.
"Jestem w W".
"Hotel MDM, 509." Odpowiedź przesłała na nieznany numer.
Ale wiedziała, że to On.
Pamięta, dźwięki które ją zniewoliły.
Pamięta twarz i sylwetkę aktora, który poruszał jej najczulsza nutę. Pomyślała, że chciałaby go dla siebie, na jedną, długa noc. Z tenorem jeszcze nie była.
Usilnie odpychała myśl o tym co się wydarzy, "gdy".
Gdy wyjdzie, gdy wypije, gdy zatańczy, gdy obejmie.
Czy przetrzyma go w niepewności?
Czy przeciągnie w nieskończoność oczekiwanie?
Czy z cichą satysfakcją da mu znać w którym klubie będzie i będzie czerpać rozkosz z jego oczywiście rodzącej się zazdrości? Że to tamten, nie on, zajmuje, uwodzi, upija i w tańcu podchodzi zbyt blisko. A on, w swej wściekłej bezsilności, przez to że jest kim jest, nie może uczynić nic, jedynie patrzeć? Sprawdzała, czy jej przyjemność rodząca się z tego była i jego udziałem?
Czy smakował w sobie to ziarno niespełnienia?
Odnalazł ją...
Tango..., wiedziała, że gdy tańczyła z tamtym, krew nie woda, rozbijała się o brzegi jego męskości.
Że jego oczy zjadały jej ramiona odsłaniające się pozornie przypadkowo.
Że jego wzrok dostrzegał najmniejszy skrawek jej cielesności.
Tylko raz spotkali się wzrokiem.
Zobaczyła to.
Wiedziała że on wiedział.
Że to nieuniknione.
Że teraz, zaraz, natychmiast i ten jeden raz.
Potem zniknie wszystko.
Pijana pozornie, zmęczona aktorsko, uciekła.
Schowana w taksówkowe wnętrze zastanawiała się jednak czy wydarzy, to co wydarzyć sie miało?
Pod hotelem, gdy szukała praw do przebywania w nim, poczuła, że ktoś jej się przygląda,
Stał w cieniu, pod drzewem. Cały w swym oczekiwaniu poruszony. Wszystko mu mówiło że nie powinien tam stać, tak na nią patrzeć i oczekiwać. Ale stał tam, patrzył na nią wzrokiem głodnego zwierzęcia i prawie nie oddychał.
Podeszła.
Spojrzała.
Zagryzła wargi.
Uśmiechem osłoniła napięcie.
Była jednym wielkim oczekiwaniem.
Przestała się uśmiechać, zrobiła krok bliżej. Gest. Delikatnie dotknęła skóry jego dłoni, przezornie tej nie zniewolonej obrączką.
Poczuła jak drży.
Po chwili weszli r