Sprinter
- Skończyć to – ciężki oddech, zrobiło mu się nagle zimno – skończyć, skończyć, skończyć - byle prędzej.
Przebiegł linię mety z opuszczoną głową, nie widząc i nie słysząc nikogo. Bał się rozejrzeć, spojrzeć na ludzi, na dziewczyny. Zwalił się ciężko na ławkę obok swojej torby. Nie podnosił wzroku. Po prostu, nie chciał nikogo oglądać. Zawartość żołądka koniecznie chciała wydostać się na zewnątrz. Siła woli i olbrzymi strach przed całkowitą kompromitacją nie pozwoliły mu zwymiotować. Ciężko oddychając próbował zebrać i uporządkować swoje myśli.
Pytanie – jak to się stało ? – powracało jak echo. Jak – jak – dlaczego ?
Zmęczenie nie pozwalało mu na spokojne zastanowienie się. Wreszcie dotarło do niego. To Młot wpuścił go w maliny. Mówił, że ma dobre czasy. Wiedział, że to nieprawda. Więc - dlaczego ? Dla kilku punktów które zostały zapisane na konto szkoły?
Jezu – myślał Jarek - ale z tego Młota bydlę. Pewnie za chwilę podejdzie, będzie starał się pocieszać. Powiem mu co o nim myślę. Sprinter ! Cholera ! Ale się dałem wrobić.
Powiem mu żeby się odpieprzył z tym całym swoim bieganiem.
Jarek ukradkiem, ciągle z opuszczoną głową poszukał wzrokiem Młota. Klepał po plecach chłopaka, który przygotowywał się do skoku w dal.
Powoli oddech Jarka stawał się spokojniejszy i serce przestało walić jak oszalałe. Nerwy też weszły na spokojniejsze obroty, chociaż ciągle jeszcze oczy były pełne łez i gardło dławił dziwny ucisk.
Nie – pomyślał – Młot nie mógłby mi tego zrobić. Coś mi nie wyszło. Takie rzeczy zdarzają się i najlepszym. Za chwilę Młot podbiegnie poklepie, jak to on, po plecach i powie... No... Że... następnym razem będzie lepiej, czy coś takiego. Wszystko jedno. Byle co. Niech tylko podejdzie.