Spotkanie na łące Dierigów
Zatopiony w opowieściach o historii Piotrek coraz bardziej czół dziwną sympatię do spotkanego dziwnego chłopca. Opowiadał mu i opowiadał, chciał powiedzieć wszystko, co wiedział o mieście, o ukochanych górach, o historii. Mały już dawno wyszedł z wody i drzemał cichutko obok chłopców, a oni gadali i gadali. Jak Piotrek skończył, to Józek opowiadał o swoim życiu. Opowiadał o książkach, które ukradkiem czytał, o krowach, które codziennie doił na łące, na której teraz jest woda, o tajemniczym śpiewie gór i o krasnalach, o których już wstyd było mówić, aby nie narazić się na śmieszność. Wspominał o niezrozumiałej tęsknocie i o gimnazjum, które mieli otworzyć w tym roku w jego mieście. Niebo zasnuło się karminowo-pomarańczową zasłoną chmur. Wieczorne mgły zaczęły już sunąć po górach, przypominając krasnalom, że czas już gotować kolację. Piotrek podniósł brata na ręce.
- Na nas już czas, muszę wracać, bo matka zacznie się martwić. Masz, to jest jeden polski złoty z 2000 roku, zatrzymaj go na pamiątkę, a gdybyś chciał mnie znaleźć to nazywam się Lange, Piotr Lange.
Józek został sam nad wodą, zatopiony w myślach, w wiedzy, którą właśnie posiadł. I sam nie wiedział, czy było mu lepiej, jak już tak dużo się nowego dowiedział. W dłoni ściskał tę nieznaną dziwną monetę i powtarzał w myślach nazwisko chłopca Lange, Lange... O kurcze, przecież Martha Lange to nasza nauczycielka od robótek ręcznych. Czy to możliwe, aby on był jej dalekim krewnym? Szarzało, zbliżała się magiczna pora między dniem a nocą. Zauważył jakiś ruch w trawie. Ze zdziwienia aż wstrzymał oddech. Mały krasnal w czerwonej czapeczce rozglądał się uważnie dookoła i szybko podążał w kierunku gór. Józek cichutko i ostrożnie podniósł się z miejsca i zaczął za nim iść. Nagle krasnal się odwrócił i zauważając chłopca, rzucił w jego oczy garść złotego piasku i uciekł. Józek aż krzyknął z bólu, a jego oczy zaczęły niemiłosiernie łzawić. Zdążył jeszcze zauważyć małą czerwona czapeczkę, którą podniósł. Później świat zaczął wirować blaskiem szalonych kolorów w oszałamiającym tańcu migotały kolory przed jego oczami. Nie wytrzymał tego zawirowania, jego ciałem targnął nagły odruch wymiotny i zemdlony upadł na ziemię. Ocknął się, kiedy była już noc. Zmarznięty zauważył nad swoją głową zdziwiony łeb krowy, która zaczęła oblizywać mu twarz. Poderwał się na równe nogi i puścił biegiem do domu wraz z pełnymi wiadrami mleka, modląc się po drodze, aby lanie, które go z pewnością nie ominie, nie było zbyt bolesne.
Minęło parę miesięcy. W ciepłych promieniach października Piotrek po raz kolejny krążył nad jeziorem licząc, że spotka ponownie dziwnego chłopca, ale już zaczynał wierzyć, że to wszystko mu się przyśniło.
- Piotrek, Piotrek – wołał za nim piskliwy dziewczęcy głos. - Co się z tobą dzieje? Włóczysz się wkoło zalewu, jak jakiś nienormalny. - Ten głos należał do Gośki, przyjaciółki, razem chodzili do pierwszej klasy gimnazjum.
- Czy słyszałeś?... Podobno znaleźli jakąś skrzynię, kiedy coś tam burzyli czy remontowali. I wiesz podobno jest to jakaś kapsuła czasu, zakopana przez pierwszych uczniów gimnazjum w Bielawie, jeszcze z czasów niemieckich. Stary, to ma jakieś 93 lata. Ale jaja, co te dzieciaki mogły 1907 roku zakopać? Podobno dzisiaj w południe na Placu Wolności będą ją uroczyście otwierać. Piotrek, co ty się tak dziwnie gapisz?... Piotrek, powiedz coś...