Spacer po obwodzie
Odsuwam się gwałtownie. To absolutnie niemożliwe! Nie tutaj! Nie z nią! Nie w tym wieku!
- Od kiedy mnie obserwujesz, Anno? - Pytam, a jednocześnie przypominam sobie wczorajszą naszą rozmowę.
„- Codziennie…”
„- Jesteś zawsze taki zamyślony…”
Rany!
- Od dawna - pada lakoniczna odpowiedź.
- Ale po co, na bogów?! - Już wiem po co. Wiem, ale nie chcę w to uwierzyć. Nie teraz! Proszę! Czy oczekuję zbyt wiele? Nie szukam niczego ponad towarzystwo, wspólne wypady do lasu, trochę rozmów - niczego więcej…
A później usłyszałem:
- Kocham cię.
Te słowa nigdy nie stracą magicznej mocy. Choćby nie wiem jak deprecjonować znaczenie takiego wyznania - zawsze pozostaje w nim tajemnica.
Oblał mnie zimny pot. Jakbym otrzeźwiał.
- Anno - mój głos sprawia wrażenie wstrząśniętego. - Od kiedy to trwa?
- Od zawsze - wciąż na mnie spogląda, niemal uwięziła mnie w swym wzroku.
Dopiero teraz sobie przypomniałem, że gdzieś jej twarz towarzyszyła mojemu wzrokowi odkąd tylko pamiętam. To dlatego wczoraj wydawało mi się, że skądś ją znam!
Chyba powinienem ją wziąć za rękę, czy coś w tym stylu, ale boję się, że przerwie to tamę, za którą stała. Jeszcze raz spoglądam w jej oczy. Nadal wciąż widzę ten sam wyraz, co przedtem. I jeden szczegół mnie zaintrygował - może i jest nastolatką, ale w tym spojrzeniu tkwiła dorosłość. Być może to prawda, że dziewczyny dojrzewają wcześniej od chłopców? Co prawda Anna ciągle wyglądała młodziutko, ale wewnętrznie czuła jak kobieta. I cóż z tego? Dla mnie to niczego nie oznaczało. To uczucie, jeśli nawet prawdziwe - nie miało przyszłości. Nie mogło mieć… Czyżbym wrócił do punktu wyjścia? Czyżby mój spacer po obwodzie nigdy się nie skończył? Czyżby to wszystko co było wczoraj, co mi się wydawało, że jest - to tylko kolejny odcinek kółka, w którym tkwię? Ironiczny, szyderczy uśmiech losu?
- Kocham cię od chwili, kiedy ujrzałam po raz pierwszy - zaciska mi na szyi pętlę.
- Wiesz, że brzmisz jak z telenoweli?
- Ale kocham inaczej!
Cholera! Nie wyczuwałem fałszu w jej głosie, ani nawet egzaltacji na miarę jej wieku.
- Wiesz ile ja mam lat?
- A jakie to ma znaczenie? Wiek nie ma żadnego znaczenia. - Mówi trzeźwo, jakby miała odpowiedzi od dawna przygotowane. Być może nie raz taką wymianę zdań przeprowadziła w swym umyśle.
- Ale będzie miał. Uwierz mi, kiedyś to będzie miało znaczenie!
- Tylko jeśli uczucie wygaśnie - poczułem się jak chłopiec, którego przywołano do porządku.
W tej samej chwili podbiegły do nas psy. Mogłem ochłonąć. Odtańczyły wokół taniec i pobiegły dalej, poszczekując na siebie. A może do siebie? Musiałem stłumić w sobie chęć pobiegnięcia za nimi, pobiegnięcia bez oglądania się za siebie. I nagle zatęskniłem za swym beznadziejnie powtarzanym spacerem, znajomymi lękami, żalami i diabli wiedzą czym jeszcze! Ale za wszystkim nad czym panowałem. A może co panowało nade mną? Nie miało to znaczenia. Nagle to wszystko, z czego chciałem się wyrwać - jeszcze wczoraj - dziś stało się mi drogie i wytęsknione niczym raj obiecany.