Soil irs mans
Późno w nocy zasypiam, zmożony podróżą i męczącą ciszą.
12 dzień Miesiąca Drzew
Jesteśmy tu już tydzień. Prace posuwają się do przodu, zbudowaliśmy jedną solidną chatę, z izbą tak obszerną, że mieścimy się tam wszyscy. Teraz pracujemy nad stodołą.
Odkąd zaczęliśmy karczować las, mam okazję rozejrzeć się po okolicy. Chodzę z siekierą za pasem, udając, że szukam odpowiedniego drewna, a tak naprawdę staram się znaleźć jakiś ślad życia w tym gąszczu. Cały czas mam wrażenie, że do pleców lepi mi się czyjś wzrok, ale kiedy odwracam się, staję oko w oko z nieruchomymi zaroślami. Rozmawiałem o tym z Oye, ale on niczego takiego nie zauważył. Śmiał się, że od słonej wody pomieszało mi się w głowie. Pewnie coś w tym jest.
Po skończonej pracy poszedłem dziś nad jeziorko, aby się umyć. Pochyliłem się na klęczkach, ochlapując twarz i pierś tą dziwną różową wodą. Kiedy znów chciałem zaczerpnąć jej w dłonie, na powierzchni wody dostrzegłem odbicie ludzkiej sylwetki. Natychmiast spojrzałem na drugi brzeg, ale nagle nikogo tam nie było, źdźbła trawy były nieporuszone. Patrzyłem jeszcze przez chwilę w tamtą stronę, bardziej zły niż przestraszony.
Śnię o lesie, który pęka jak otwarta rana w głęboki wąwóz. Wzdłuż niego stoją szpalerem zwierzęta, kołyszą się jednostajnie, ruch przechodzi płynnie przez wszystkie ogniwa tego żywego łańcucha. Kosmate grzbiety falują w górę i w dół. Zamroczone, senne oczy błyskają białkami i nagle wszystkie kierują się na mnie. Widzę wymierzone we mnie czerwone ślepia i zaczynam krzyczeć.
Soil irs mans, krzyczą zwierzęta.
Budzę się zlany potem, serce łomocze mi boleśnie.
15 dzień Miesiąca Drzew