Sms-owe psikusy
- Tak, tak, Romeo, u ciebie…
- Nie – zastopował mnie Dominik – przecież to nie wypada, żeby dziewczyna musiała fatygować się do chłopaka. Nie?
Skinąłem potakująco głową.
- A widzisz. Lepiej napisać niech przyjdzie na przystanek na krzyżówki.
- Dobre, tylko dopisz aby się pospieszył.
Dominik wpisał szybko i wysłał sms-a.
- Tylko gorzej, jak rzeczywiście kogoś tam spotka…
Nie minęła nawet minuta, jak odpisał.
- Co on, tak szybko doszedł do przystanku? – zdumiałem się, rzuciwszy okiem na wyświetloną wiadomość.
Poczekaj chwilkę!
Wezmę tylko rower i
niezwłocznie pędzę na
przystanek. Całuję!!!
- Ten to tylko o jednym – westchnął Dominik.
- No, ale co my teraz wymyślimy? Kapujesz, Dżekuś przyjedzie na przystanek i jak tam nikogo nie będzie albo jak…
- Czekaj, ma pomysł! Zrobimy tak: wyślemy sms-a do Piotrka, że jeśli chce poznać adresata to niech przyjdzie pod remizę; potem napiszemy do Dżekusia, że zmiana planów i żeby on też przyszedł pod remizę, czekać na swoją Julię…
- Wdechowo! – zawołałem. – Jajca będą jak berety!
- Pomyśl tylko, co to będzie jak się tam spotkają…
- Wolę nie myśleć… i nie wiedzieć…
Dominik wklepał, co miał wklepać i wysłał. Potem czekaliśmy.
Po dwudziestu minutach zaczęliśmy znów pisać, niestety Piotrek i Dżekuś mieli wyłączone telefony.
* * *
Kiedy następnego dnia spotkałem ich na cmentarzu, w oczy rzucił mi się pewien szczegół: obaj mieli podbite oczy. Od tamtej pory postanowiłem, że już nigdy nie będę sobie z nikogo żartował. Niestety, jak to się okazało później, szybko tę przysięgę naruszyłem…
4 – 22 listopada
2007r.
Radosław Tomala