Przeznaczenie
Gwieździsta, ciemna noc. Bezchmurne niebo. Spokojny, rytmiczny koncert grany przez świerszcze umilkł. Zapadła cisza, przejmująca i złowroga. Nagle granatowe niebo przeciął jasny błysk, kometa. I wtedy na ziemi zagościło zło.
Luna Soulcath siedziała nieruchomo na parapecie okna z głową podniesioną ku niebu. Bladozłote, proste włosy układały się niechlujnie na ramionach. Oddychała miarowo rozkoszując się świeżym powietrzem wypełnionym zapachem niedawno ciętej trawy. Niebo było bezchmurne, lecz ciemnie i smutne, pozbawione choćby jednej gwiazdy. Luna obudziła się z transu. Przetarła oczy.
Westchnęła. Szybkim, kocim ruchem wstała z parapetu. Omiotła spojrzeniem swój pokój. Jutro wyprowadzała się do innego miasta. Westchnęła ponownie i przeciągnęła się. Niechętnie powlokła się w kierunku łożka i upadła na nie bezwładnie. Zwinęła się w kłębek i odpłynęła.
Sen nie był jednak ukojeniem. Czując dziwny ucisk w sercu wstała z łóżka z myślą, że nic nie będzie już takie samo.
Ubrała się, zjadła śniadanie. Usłyszała klakson samochodu. Z kwaśną miną powlokła się na górę, po swoje rzeczy. Torba i walizka stały spakowane od dwóch tygodni. Nie chciała wyjeżdżać, jednak uznała, że lepiej będzie przeprowadzić się do ojca. Jej ojciec, William był bankierem. Powodziło mu się dobrze, lecz był samotny. Matka miała nowego męża i dwójkę jego dzieci z poprzedniego małżeństwa. Gdy dzieci Roberta zamieszkały w ich domu, Luna nie czuła się już w nim potrzebna. Uznała, że lepiej będzie jej u taty. Przynajmniej taka była oficjalna wersja. Miała nadzieję, że matka zatęskni za nią i znów wszystko będzie tak jak dawniej. Teraz, gdy nadszedł już dzień wyjazdu nie była przekonana co do słuszności swojego planu.
>"Powiedziało się 'A', trzeba powiedzieć 'B'" pomyślała.<
Zagryzła wargi i wybiegła z pokoju taszcząc torbę i walizkę. Matka była tak zajęta, że nie wyjżała z salonu. Luna nie siląc się nawet na krótkie 'do widzenia' wyszła z domu z podniesioną głową. Pod domem czekało na nią piękne, luksusowe czarne auto. Przyciemniana szyba od strony kierowcy opuściła się w dół,a facet ubrany w garnitur i ciemne okulary powiedział służbowym głosem:
>Proszę usiąść z tyłu.<
Niemal fukając pod nosem Luna otworzyłą drzwi i usiadła na obitym beżową skórą siedzeniu. Delikatnie zamknęła dzrzwi auta. Z głośników płynęła relaksacyjna muzyka. Oczy same kleiły jej się od płaczu. W nocy obudziła się i wypłakiwała poduszkę, co dało jej się teraz we znaki. Obudziła się, gdy dojeżdżali do willi ojca. Ledwo oprzytomna wyszła z samochodu. Jakaś kobieta poprowadziła ją do 'jej pokoju'. Dziewczyna nie zastanawiając się otworzyła drzwi pokoju. Był w uwielbianym przez nią, starodawnym stylu. Łóżko z baldachimem było lekką przesadą, ale cóż, ojca chyba poniosła fantazja. Stara komódka z pięknie rzeźbionymi gałkami i ozdobny stolik nocny najbardziej przypadł jej do gustu. Służący wniósł jej walizkę i torbę.
> Czy potrzebuje panienka czegoś?< usłyszała i niemal zaksztusiła się ze śmiechu. Nazwano ją 'panienką', phi.
> Nie, dziękuję< odpowiedziała z uśmiechem. Rozejrzała się i zaczęła rozpakowywać ubrania. Zeszła na dół i przywitała sie z ojcem.
> Hej, tato.< Powiedziałą tylko.
> Cześć córeczko< odpowiedział. Wstał od biurka, podszedł do niej i przytulił do siebie.
> Tak dawno Cię nie widziałam...< wyszeptała Luna.
Ojciec przytulił ją mocniej. Odsunęła się powoli.
> I jak, podoba się w nowym domu?< Spytał uśmiechnięty.
> Bardzo. A szczególnie podoba mi się moje łóżko.< Skrzywiła się i wywróciła oczami. Tata zachichotał.
> Tak, wiem, poniosło mnie. A teraz Marsz do łożka. Martin powiedział mi, że zasnęłaś w samochodzie. Wyśpij się, kochanie. < Pogłaskał ją po głowie i pocałował w czoło.
> Okey, idę spać.< Ziewnęła na pokaz i powlokła się na górę.
Usiadła na łożku. Pościel pachniała jak jasmin. Położyła się i rozkoszowała się cudnym zapachem. Powoli zmęczony mózg zaczął stwarzać fantastyczne obrazy i marzenia. Luna nie wiedziała już, co jest jawą, a co snem. To co działo się później, zmieniło jej zycie nieodwracalnie.