TAK BEZ KOŃCA
Tamtej nocy Filip miauczał zupełnie inaczej niż zwykle robią to koty. Nawet nie musiałem go do tego nakłaniać. Po prostu rozpaczliwie chciał się wydostać, najlepiej zabierając ze sobą ukochaną małą panią. Dzięki niej mógł wylegiwać się na łóżku, głaskany i rozpieszczany. Dzięki niej mógł spać sobie blisko jej buzi, niezauważony przez rodziców i w ogóle rozkoszować się urokami i cieniami ( okruchy chrupek na futrze!) kociego życia. Ale nie dziś. Nie tej nocy. Tej nocy świat zasnuł dziwny zapach, wokół robiło się duszno i jego wygodne życie u boku dziewczynki było zagrożone. Mieszkanie spowił czad. Cichy zabójca. Wszystko przez stary piec kaflowy. Bałem się, że to już koniec. Natalia miała dopiero dziesięć lat i tak wiele jeszcze do odkrycia przed sobą. A tu nadchodził podstępny koniec. Powiedziałem Filipowi do ucha, choć tylko on mógł mnie słyszeć:
- Głośniej kocie! Proszę, zrób to dla was.
Wszyscy mogli umrzeć. A zwłaszcza ona. Moja mała podopieczna. Tego nie chciałem. Nie chciałem patrzeć jak odchodzi, nawet gdyby trzymała wtedy mamę za rękę, śpiącą teraz tym zdradzieckim snem w drugim pokoju. Nawet gdyby była z nimi babcia dziewczynki, która tak bardzo tęskniła za swoim zmarłym mężem. Nie chciałem. Nie powinienem niczego chcieć ani się wtrącać ale nie potrafię usiedzieć spokojnie w miejscu, gdy źle się sprawy mają. Odgoniłem złego psa, który wyczuł zapach Filipa na Natalii i chciał ją dotkliwie pogryźć. Przytrzymałem ją na ułamek sekundy, gdy upadła w wieku pięciu lat i dzięki temu nie otarła kolan do krwi, jedynie najadła się strachu. Zwymiotowała kilka małych zabawek, które połknęła jako mały bobas, bo ją do tego zmusiłem.
A teraz znów jej coś groziło.
- Zostaw – powiedział anioł jej matki – Widocznie tak ma być.
- Nie – odparłem z miłością w sercu, do jej młodego istnienia – Widzę jej przyszłość. Jej dalsze życie. Jej wielką miłość. I spokojną starość. Jak to możliwe, skoro według ciebie tak ma być? Nie widzisz przyszłości jej matki?
Uśmiechnął się z czułością, patrząc przez drzwi jej sypialni, gdzie nikogo przy niej nie było.
- Widzę – odparł cicho – Jej życie się zmieni. Tym razem nikt jej nie zostawi.
- A ty? – zapytałem kumpla od babci dziewczynki.
- Jeszcze pięć lat – odparł, z błyskiem w oku. To mi wyglądało na łzy.
Spojrzałem na kota, który odwzajemnił moje spojrzenie.
- Filip, kocie – powiedziałem mu, tym razem stanowczo – Postaraj się!
No i Filip się postarał.
Pół kamienicy go usłyszało. I Natalia też. Obudziła się z otępiającego snu. Zbudziła matkę i babcię.
Uratowała je.
Filip darł się póki nie wyszli na zewnątrz. Nie odstąpił jej nawet w karetce. Nie wiecie jak trudno jest złapać kota, który za nic na świecie nie chce dać się złapać. Przemycono go więc do szpitala. Zadbałem o to. Był potem bardzo grzeczny.
Potem siedziałem przy niej, dziękując Bogu za okazaną łaskę.
Gdy była zupełnie malutka, widziała mnie, gdy nikt inny nie widział.
To do mnie powiedziała swoje pierwsze słowo.
- Tom – wskazała mnie palcem, bezskutecznie siląc się by wypowiedzieć całe imię.
- Tak, kruszynko – uśmiechnąłem się z dumą.
Uwielbiała zasypiać z moją dłonią w jej małych rączkach. Nie było między nami nieufności. Niepotrzebnych, brudnych skojarzeń. Tylko ja – jej anioł i ona – moja mała podopieczna.
Zawsze będzie dla mnie tym dzieckiem. Nawet gdy poprowadzę ją w stronę światła. Wtedy znów do siebie wrócimy. Dziecko, które pokochałem…