S³oneczny Amulet
by³a siê na u¶miech. Choæ oczywi¶cie dalej nikomu nie by³o do ¶miechu. Nie zd±¿y³a pogr±¿yæ siê w my¶lach. Chris zapyta³. – Po co on nas do tego zmusi³? Przecie¿ sam móg³ to zrobiæ. Widzia³a¶ co zrobi³ z porêczami? Dla niego takie drzwi, nawet pancerna szyba, to jak zapa³ka. Zanim przyjecha³aby ochrona, by³by ju¿ daleko. – Wampirzyca przygryz³a wargê w zastanowieniu. – Mo¿e chcia³ ¿eby kto¶ to wykona³ bez ¶ladów? – Chris pokiwa³ g³ow± przecz±co. – Przecie¿ i tak rano kto¶ siê zorientuje, ¿e naszyjnik znikn±³. S±dzê, ¿e nie chce dopu¶ciæ do jakich¶ plotek o pojawieniu siê wilko³aka. W¶ród ¶miertelnych i tak nikt by w to nie uwierzy³, s³u¿by bezpieczeñstwa by wszystko zatai³y, ¿eby nie rozsiewaæ paniki. Wiêc chodzi o spokrewnionych. Nie mog± siê dowiedzieæ o jego wizycie. – Kobieta przerwa³a nagle – Raczej nie. Przecie¿ my wiemy. Sk±d ma pewno¶æ ¿e nikomu nie powiemy? Choæby teraz, przez telefon? – W tym samym momencie dotar³a do nich przera¿aj±ca my¶l. Gdyby dzieci nocy mog³y siê pociæ, na ich skórach zapewne pojawi³yby siê zimne kropelki, a po krêgach przeszed³ dreszcz. Popatrzyli siê na siebie. Chris prze³kn±³ ¶linê. Ashley odetchnê³a, rozejrza³a siê. Woko³o miasto pulsowa³o ¿yciem, ulicami, niczym têtnicami przesuwa³y siê szybko pojazdy, ludzie spieszyli siê do domów, znajomych, na imprezy. Byli pewni, ¿e gdzie¶ tu jest. Ale nigdzie nie mogli dostrzec tych oczu. Czarnych oczu drugiej ¶mierci. Nie przyspieszyli kroku. Zgodnie zachowywali pozory tego, ¿e nie domy¶laj± siê zamiarów likantropa. Chris odezwa³ siê, jakby ciszej. – Jest jedno wyj¶cie. Wejdziemy do ¶rodka, zdobêdziemy b³yskotkê, i uciekniemy. Nie wiem po co mu to, ale nie ryzykowa³by tak wiele dla byle wisiorka. Zawiadomimy Starszych, a oni rozprawi± siê z tym psiskiem. – Kobieta spojrza³a z mieszank± wyrzutu i braku wiary we w³asne s³owa. – Ale jak siê nie uda, to on rozszarpie nas na kawa³ki. I nikt siê o tym nigdy nie dowie. – Chris kontynuowa³ z zaciêciem. – Nie mamy wyboru, i tak by nas zniszczy³. Nie zostawi ¶wiadków. Musimy zawiadomiæ Starszych, nie odmówi± w obliczu takiej zagadki. Zadzwonisz do nich kiedy znajdziemy siê w ¶rodku muzeum. Tam wilczek nie wejdzie. – Mówi±c to prawie szeptali, kobieta pokiwa³a g³ow± ze zrozumieniem. Nieco ra¼niej szli w kierunku swojej zdobyczy. A byli ju¿ prawie na miejscu, ponad równo przystrzy¿onym trawnikiem wznosi³y siê bia³e mury piêtrowego budynku. Na parterze by³o tylko jedno wej¶cie, ku szerokim odrzwiom prowadzi³y marmurowe schody, zapraszaj±ce do zwiedzania. Tak, woleliby zwiedzaæ. Mo¿e innym razem. Stanêli przed wysokimi na trzy metry drzwiami. Rozejrzeli siê bacznie. W ¶rodku zapewne by³a ochrona, na zewn±trz jednak panowa³a cisza, najbli¿sz± osob± by³a staruszka, czekaj±ca na zielone ¶wiat³o, ale z odleg³o¶ci jaka dzieli³a ich od jezdni, w nocy nie ujrza³by ich nikt. Gwiazdy widocznie im sprzyja³y, razem z ksiê¿ycem schowa³y siê za gêstym puchem chmur. Skupili siê na moment, po czym rozp³ynêli, a raczej zmienili stan skupienia. Pod postaci± mg³y przedostali siê w±skimi szczelinami do ¶rodka. Ca³y czas jako ledwo widoczne mgie³ki sunêli marmurow± posadzk± wzd³u¿ holu, przy ¶cianach po obu stronach patrzy³y na nich zamkniête w szklanych sze¶cianach sylwetki egipskich bogów, greckich herosów i wspó³czesne, wygl±daj±ce jak bez³adny stos ¿elastwa figury, nie przedstawiaj±ce nic, co przychodzi³oby im do g³owy. W tej chwili skupili siê nad t± jedn± rzecz±. Pomieszczenie ca³y czas bacznie obserwowa³y jednookie kamery. Za to nigdzie nie mogli dostrzec czujników ruchu. Na koñcu korytarza, za¶lepionego ¶cian± pokryt± wielkim gobelinem, posadzka pod k±tem prostym zmienia³a siê w schody, prowadz±ce w przeciwne strony, zgodnie jednak w górê. Skrêcili w lewo. Kiedy dwie mgie³ki przesunê³y siê w róg pomieszczenia, zmaterializowali siê. ¦ci¶niêci obok siebie, jednak ¿adna kamera nie obejmowa³a ich wzrokiem szklanej ¼renicy. Ashley delikatnie wyci