Ciężki dzień
Po przebudzeniu dzień zaczął się normalnie. Odświeżający prysznic, poranna kawa i papieros później obfite śniadanie – najlepszy sposób na zabicie kaca. Wybór stroju do pracy, kilka chwil poświęconych próbie przypomnienia sobie wczorajszej zabawy i drogi powrotnej do domu. W końcu gotowy do wyjścia po odnalezieniu kluczy, telefonu i portfela zamknąłem za sobą drzwi i wtedy się zaczęło. Już na progu potknąłem się o coś i wyrżnąłem jak długi. Upadłem niestety niefortunnie zahaczając w locie bokiem o barierkę. Bolało jak diabli. Gdy już się pozbierałem i zapaliłem światło na klatce schodowej okazało się, że przyczyną mojego upadku i bólu żeber był mój znajomy Sławek z którym wczoraj balowałem. Spał w najlepsze na mojej wycieraczce zupełnie niewzruszony tym, że na niego wpadłem i narobiłem tyle hałasu. Pozbierałem go z podłogi i zaniosłem do siebie do domu. Niestety odwdzięczył mi się obfitym pawiem który wylądował prosto na moich spodniach. Rzuciłem kumpla na łóżko i napisałem mu liścik żeby do mnie zadzwonił jak się obudzi, obok położyłem zapasowe klucze od domu. Przebrałem się i wyszedłem szybko zamykając za sobą drzwi na klucz. Pognałem na dół po schodach. Czas zaczynał mnie gonić a nie wypadało spóźnić się do roboty po raz siódmy w tym miesiącu. Lekko już wkurzony wypałem z klatki i tu czekała na mnie kolejna niespodzianka. Jakiś debil rozwalił śmietniczkę przed blokiem a na domiar złego ktoś przed tym nieźle do niej nahaftował. Z pośpiechu nie spojrzałem nawet pod nogi i znowu leżałem jak placek przy okazji nabijając sobie niezłego guza na głowie. Byłem już całkiem wkurzony. Cały ufajdany w śmieciach i innych nie ciekawych rzeczach pognałem na górę ponownie się przebrać. O zdążeniu na autobus nie było już mowy. Wpadłem do domu, przebrałem się zakładając na siebie obojętnie jakie ciuchy, zamówiłem taksówkę i wyleciałem z domu jak pocisk. Niestety mój pech dopiero zaczynał pokazywać na co go stać. Piętro niżej wpadłem na mojego „ulubionego” sąsiada. Największy kibol w dzielnicy, totalna recydywa, tatuaży więcej niż obrazków w komiksie ogólnie człowiek którego nie chciało by się spotkać po zmroku nawet pod latarnią nie mówiąc już o ciemnym zaułku. Powiedziałem szybkie „dzień dobry” i spróbowałem go minąć bokiem. Nie udało mi się. Nawet nie zauważyłem z której strony nadleciał cios. Dopiero po krótkiej chwili zorientowałem się, że po raz kolejny dzisiejszego dnia leże na glebie a do bólu żeber i głowy dołączył potworny ból lewej strony twarzy. „Kochany sąsiad” odwrócił się na pięcie i poszedł do domu na odchodne rzucając przez ramie tekst w stylu „odechce ci się wrzasków po nocy”. To była po prostu przesada, nawet nie wiem o co mu chodziło. Wróciłem do domu, przemyłem twarz i obejrzałem w lustrze. Śliwa pod okiem pojawiała się momentalnie. Miałem dojść ale do pracy musiałem iść. Poczłapałem się na dół i wsiadłem do taryfy. Kierowcą był młodziutki chłopak który już na wstępie powiedział, że nie sądził, iż pierwszego dnia pracy na swojego pierwszego klienta będzie musiał tyle czekać. Podałem mu adres i nie wdawałem się w dalsze rozmowy. Wyjąłem portfel żeby sprawdzić ile zostało mi kasy lecz tu czekała na mnie następna niespodzianka. Całkowity brak gotówki. Znalazłem tylko rachunek z clubu na sporą sumkę który widocznie opłaciłem w całości. Niestety okazało się, że najgorsze dopiero przede mną. Jak się później okazało jakiś idiota przekręcił kilka znaków drogowych niedaleko mojego bloku. Wypadek był dosyć poważny. Obudziłem się w szpitalu następnego dnia rano. Bolało mnie dosłownie wszystko i nie mogłem się ruszyć. Pielęgniarka poinformowała mnie, że mam złamanych kilka żeber, obie ręce i prawą nogę. Powiedziała, że i tak mam szczęście bo guz na głowie i śliwa pod okiem świadczą o tym, że musiałem nieźle w coś przywalić a nie mam nawet wstrząsu mózgu. Załamałem się. To był najgorszy dzień w moim życiu.