Słoneczny Amulet
rotestowała. Usta złączyły się w pocałunku. Oboje dostali tego, czego chcieli. Noc upływała cicho, nie czuła na nic, co dzieje się pod jej płaszczem. Wyszli kiedy było jeszcze ciemno. Wampir obejmował brązowowłosą kobietę w talii. Szli tak aż do skrzyżowania dróg, pustych o tej porze. Uśmiechnęła się do niego. Kiedy chciała go pocałować, on położył jej palec na ustach, jego twarz eksponowała tajemniczość, jednak kuszącą, nie złowrogą. – Mam coś dla ciebie. Może nawet ci się to spodoba. – Oczy dziewczyny zaszły mgiełką, głowa osunęła się na ramię. A on wbił w jej szyje długie, ostre jak igły zęby. Nie lubił zabijać, co to, to nie. Wypił niewiele, ma jeszcze czas, w drodze do domu na pewno coś znajdzie. Ale ta krew była słodsza, podszyta satysfakcją bliskości i zaufania drugiej osoby. Polizał ranę, a ta zasklepiła się od razu, jakby nic się nie stało. Dziewczyna ocknęła się – Co się stało... – Wymamrotała. On podparł ją ramieniem. – Za dużo wypiłaś, kotku. Wezwę ci taksówkę. – To było zaplanowane, tuż za rogiem był postój żółtych pojazdów, zawsze było ich co najmniej kilka, nawet o tej porze. Podeszli tam, już po chwili lekko osłabiona dziewczyna jechała w wygodnym samochodzie. Popatrzył chwilę jak odjeżdża i przeszedł na drugą stronę jezdni. Zapatrzył się w duży plakat, promujący koncert jakiegoś rapera. Nie zauważył nawet, kiedy świat zaczął wirować i rozmył się w ciemności. Ale było już za późno na cokolwiek. Ocknął się oparty plecami o zimny beton. Było cicho, jeśli nie liczyć odgłosu drapania i ciężkiego oddechu, prawie sapania. Dłonie ktoś związał mu z tyłu grubym sznurem. Otworzył oczy, choć z trudem. Choć mówią, że martwy niczego się nie boi, mężczyzna mało nie krzyknął ze strachu. Tuż przed jego oczami napotkał inne oczy. Większe, czarne. Otaczał je zarys, który mógł należeć do tylko jednego stworzenia. Wielki, może trzymetrowy wilkołak patrzył się wprost na niego. I nagle odwrócił się, i zniknął tuż za rogiem. Dopiero teraz zwrócił uwagę, gdzie jest. Ciemna uliczka między dwoma wysokimi budynkami, tuż nad nim majaczyły charakterystyczne, metalowe schody przeciwpożarowe. Obok siedziała rudowłosa kobieta w czerwonej sukni. Zdobył się na złośliwość. – Cześć Ashley, co słychać? – Popatrzyła na niego sucho. – Wszystko w porządku Chris, nie widać? – Podenerwowany sytuacją ciągnął dalej – Jak się o tym dowiedzą moi, to spalą cię żywcem. W ogóle to po co to wszystko? – Kobieta nie wytrzymała. – Zamknij się, dupku. Nie wiem czy widzisz, ale też jestem związana! I swoje znajomości w tej chwili możesz sobie wsadzić. – Rozgorzałą wymianę zdań urwało pojawienie się ich gospodarza. Wielka krzyżówka psa z człowiekiem odezwała się, co brzmiało bardziej jak ryk. – Zostawię was tu do rana, to już tylko jakieś piętnaście minut, i słońce spali was żywcem. Co wy na to? – Nie odpowiedzieli. Proszenie wilkołaka o łaskę to jak proszenie ognia, żeby cię nie spalił, kiedy wszystko dookoła już płonie. Tego byli pewni. Bestia kontynuowała. – Mogę też ocalić wam skóry, ale zrobicie coś dla mnie. Rozumiecie? – Pokiwali głowami, uświadamiając sobie, że gdyby chciał, bez problemu już dawno rozszarpałby ich na kawałeczki, słońce spaliłoby już tylko ich pojedyncze tkanki. Czegoś więc musi chcieć. Bezceremonialnie mówił dalej. – Przyniesiecie coś dla mnie. W pobliskim muzeum leży coś, co chcę mieć. Pewien naszyjnik. – Podniósł brutalnie Chrisa, pazurem rozciął krępujący dłonie sznur. Po chwili uwolnił przerażoną Ashley. – Sięgnij do kieszeni, trupie – Zwrócił się do mężczyzny. Wampir wyciągnął z kieszeni długiej, czarnej marynarki kawałek papieru, z dokładnie naszkicowaną ozdobą. Roślinny motyw wygrawerowany w blaszce, udekorowany kilkoma kamieniami, z misternie wplecionym symbolem słońca, zakończony po dwóch stronach łańcuszkiem. Wyglądał zachwycająco. Ashley Rozszerzyła oczy ze zdziwienia. – Znam to! Przecież to