Rzepy
I
- Piotrek, cholera jasna, umyj się w końcu! – wrzasnęła zdenerwowana matka, wchodząc do pokoju syna. – Miałeś zrobić to wczoraj, a w najlepsze poszedłeś spać! Już tak cuchniesz, że przejść koło ciebie nie można, bo się normalnie rzygać zachciewa! Ja nie wiem, żeby dziewiętnastoletni chłopak w ogóle o siebie nie dbał… Zobaczysz, kiedyś wyrosną ci takie rzepy, że nigdy ich nie doszorujesz! A teraz marsz do łazienki i bez dyskusji!
Leżący na podniszczonym łóżku młodzian odłożył leniwie gazetę i zmierzył rodzicielkę obojętnym spojrzeniem.
- Kurwa, przypomniała se… - mruknął pod nosem.
Tak było co wieczór. Goniła go pod prysznic, jak do jakiejś jebanej świątyni, w której codziennie trzeba odprawić ten sam, znienawidzony rytuał. A Piotrek na samą myśl o nim dostawał torsji. Wczoraj i przedwczoraj się wymigał, ale dziś już nie pójdzie tak łatwo. Matka bywała uparta jak osioł i kiedy w dodatku straciła cierpliwość, wszelkie próby dyskutowania z nią przestawały mieć sens. Potrafiła wtedy zmusić do posłuchu różnymi perfidnymi metodami, typu szlaban na komputer, obcięcie kieszonkowego, udawanie obrażonej i chlipanie po kątach, ew. uciążliwe ględzenie nad uchem. I od kilku dni stosowała właśnie tę ostatnią. Łaziła za Piotrkiem niczym smród po gaciach i pierdoliła takie bzdury, że głowa mała.
- Bo jak idziemy gdzieś razem, to ludzie zatykają nosy i omijają nas szerokim łukiem – mówiła. – Twoja wychowawczyni prosiła by ci przekazać, że masz zadbać o siebie, bo nikt nie chce z tobą w ławce siedzieć. – to drugi jej ulubiony tekst.
A Piotrka szlag trafiał. No bo cóż poradzi, że uważał mycie za całkowicie zbędne i do szczęścia niepotrzebne? Przecież i tak się zaraz ubrudzi, więc to strata czasu i pieniędzy. Zresztą, zapach mydła czy szamponu powodował u niego mdłości, a uderzająca o nagie ciało woda, ataki epilepsji.
- To jak będzie paniczu?! – krzyk matki wyrwał go z zamyślenia.
- Idę, idę… - odburknął, po czym powoli wstał z łóżka i z miną skazańca ruszył do łazienki.
Gdy mijał rodzicielkę, ta ostentacyjnie zatkała nos, po czym ruszyła za nim, by sprawdzić, czy na pewno dotrze do celu. Kiedy upewniła się, że nie zrejterował, westchnęła głośno i opadła na fotel. Zaczęła wspominać dzieciństwo syna, który za maleńkości również miał „uczulenie” na wodę. Każda kąpiel była katorgą. Wrzeszczał, tłukł w wodę z całą siłą swych malutkich rączek, ochlapując znajdujących się w pobliżu domowników, oraz za wszelka cenę próbował uciec z wanienki. A im stawał się starszy, tym trudniej było zmusić go do przestrzegania choćby w minimalnym stopniu zasad higieny. Aby uniknąć mycia rąk, potrafił zamknąć się w szafie i nie wychodzić przez cały dzień, natomiast pastę i szczoteczkę do zębów notorycznie wyrzucał za okno. Posmutniała stwierdzając, że w sumie od tamtej pory niewiele się zmieniło i spojrzała w kierunku łazienki.
- Tylko szoruj dokładnie, bo żadna dziewczyna nie zechce brudasa! – krzyknęła, po czym zamknęła oczy i zapadła w błogi sen.
Tymczasem Piotrek stał przed lustrem i oglądał swoje tłuste, skołtunione włosy. Przeczesał je brudnymi palcami, a słysząc głos matki, splunął do zlewu.
- Kurwa, pojebało ją z tymi babami…. – pomyślał i skrzywił się z niechęcią.
Kobiety były drugą rzeczą, zaraz po myciu się, której nie znosił. Omijał je szerokim łukiem, a gdy któraś, nie daj Boże do niego zagadała, odpowiadał zdawkowo i nieuprzejmie. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś przedstawicielki płci przeciwnej pociągały go i niektóre miał nawet ochotę zerżnąć. Jednak sytuacja uległa zmianie i teraz patrzył na, jak je pogardliwie nazywał: „samice”, z obrzydzeniem. A wszystko przez chęć stania się prawdziwym mężczyzną. O