"Rozwiane marzenia"
Siedziała samotnie na ławce w parku. To był jeden z niewielu tych dni w jej życiu, w którym chciałaby po prostu zniknąć. Schować się w jakimś zakamarku, uciec od wszystkich problemów i zmartwień. Nie wiedziała właściwie gdzie jest i co tu robi. Straciła poczucie czasu i rzeczywistości. Kosmyki włosów swobodnie opadały jej na policzki, po których mimowolnie spływały łzy. Dłonie zacisnęła w pięści, jakby gotowa do walki ze światem. Wiedziała jednak, że już jej nie wygra, że nic nie może zrobić, że to wszystko jest ponad jej siły. Wszystko straciło sens w jednej chwili. W tamtej pamiętnej chwili, w której dowiedziała się, że jest w ciąży. Wszystko jednak zaczęło się dużo wcześniej… Długo czekała na dzień, w którym opuści dom rodzinny w małej wiosce. Wreszcie udało się. Jakaż byłą jej radość, kiedy okazało się, że została przyjęta do najlepszego liceum w Krakowie. Wiązało się to nie tylko ze spełnieniem marzeń, ale z zasmakowaniem wolności, z wyrwaniem się z szarej rzeczywistości. Była dumna z siebie. Trud jaki wkładała w naukę przez tyle lat wreszcie zaowocował i nadszedł dzień, w którym przyjechała do Krakowa. Miała ochotę krzyczeć ile tchu w piersi: „Teraz świat należy do mnie! Ta chwila jest moja! I strzeżcie się wy, którzy będziecie chcieli mi ją odebrać!” Nie. Na to jednak nigdy w życiu by się nie zdobyła. To nie podobne do niej - szarej myszki, ułożonej, dobrze wychowanej i zawalonej książkami. Tamtego dnia pomyślała, że jej życie się zmieni. Nigdy nawet przez myśl by jej nie przeszło, że aż tak się zmieni. Zamieszkała z ciotką w jej dużym mieszkaniu w centrum miasta. Ulubiona ciocia nie miała dzieci, dlatego całą swą miłość postanowiła przelać na siostrzenicę. Kasia dostała na własność pięknie urządzony pokój i wolną rękę. Mogła robić co tylko zechce. Cóż jednak miała robić, skoro w głowie huczały przestrogi i zakazy rodziców ”tego nie rób, bo nie wypada..., zachowuj się jak przystało..., nie przynieś nam wstydu…” i milion jeszcze innych. Poza tym jak miała korzystać z wolności nie znając nikogo? Rozpoczęła się szkoła. Pierwszy rok okazałam się męczarnią. Nie wniósł do życia Kasi niczego nowego, oprócz anemii i nerwicy. Dzień nie różnił się od dnia, a każdy upływał na nauce, nie raz do późnej nocy. Domyślała się, że będzie ciężko i że trzeba będzie naprawdę przyłożyć się do nauki, ale to co przeżywała, aby nie ustępować kujonom z dobrych domów w tym wyścigu szczurów, przechodziło ludzkie pojęcie. Siedziała dniami i nocami nad książkami. Nie jedząc i nie śpiąc. Zapomniała, że może być coś innego oprócz szkoły, a już o własnym istnieniu i własnych potrzebach nie wspominając. Nie miała koleżanek, bo i czasu brakowało na nawiązywanie znajomości. O chłopaku nawet nie marzyła. Pierwszą klasę przebrnęła z dobrym skutkiem. Wcale jednak się nie cieszyła ze świadectwa z czerwonym paskiem. Cóż jej było po nim? Okupiła go własnym zdrowiem. Ciotka stawała na głowie, aby Kaśka zaczęła się zdrowo odżywiać. Biegała po najlepszych lekarzach, aby mogła wrócić do stanu równowagi psychicznej i fizycznej. Wysłała ją nawet na tydzień nad morze, aby wypoczęła i nabrała sił. Kaśka wróciła do szkoły może nieco opalona, ale wcale nie spokojniejsza. Chyba bardziej zamknięta w sobie. Myślała, że to już chyba tak musi być. Czuła się taka samotna i opuszczona. Ten dzień wcale nie zapowiadał się dobrze. Zbliżał się koniec roku, a co z tym związane niezliczone ilości kartkówek i sprawdzianów. Kaśka miała dwa testy zaliczeniowe. Właśnie spieszyła się na jeden z nich czytając po drodze notatki, aby nie zmarnować ani jednej sekundy. Była całkowicie pochłonięta lekturą i nic nie zwróciłoby jej uwagi gdyby... No właśnie. Nagle z całym impetem wpadła na coś. Na coś? Nie, to nie było coś, tylko ktoś. Podniosła głowę i jej oczom ukazał się on. W całej swej okazałości. Na chwilę czas się zatrzymał. Stała tak i patrzyła prosto w jego oczy, a on w jej. Czuła dreszcze na całym ciele i dziwne uczucie gdzieś głęboko w środ