Rozstanie. Prolog.
- Co to za pytanie? – zdziwił się. – Przecież wiesz, że tak. Co jest Iza?
- A co byś zrobił, gdybym odeszła? – Dodała mniej pewniej.
Ściągnął brwi i spojrzał na nią podejrzliwie. Widziała jak zastanawiał się nad odpowiedzią. Zawsze wszystko brał do siebie bardzo poważnie.
- Dałbym sobie radę. – Odparł ze szczerością dziecka. Nie przeszło mu to przez gardło łatwo, ale właśnie za to go kochała. – Gdybym musiał zostać sam, dałbym sobie radę. Przecież wiesz, że zawsze sobie poradzę i nie musisz się o mnie martwić. – Spojrzał jej głęboko w oczy. Nie musiała mu za to dziękować. Całe jej ciało to robiło, ale nie wiedziała co ma mu powiedzieć dalej. Czy iść za ciosem, czy czekać. A jeśli czekać? Jeśli tak to na co, skoro podjęła już decyzję…
- Chciałabym odejść. – Powiedziała cichutko wpatrzona w swoje dłonie. – Bardzo chciałabym odejść. – Poczuła jak drgnął. Nie widziała jego twarzy, ale wyczuła, że jest zdenerwowany.
- Dlaczego? – zapytał, gładząc ją po głowie.
- Ponieważ muszę to zrobić dla siebie. Nie jestem gotowa na poważny związek i na myślenie o rodzinie. Nie potrafię dzielić z tobą mieszkania i życia. Muszę wyjechać… - Urwała, słysząc jego ciche westchnięcie. Przytulił ją do siebie a ona nie zaprotestowała.
- Dobrze to przemyślałaś? – szepnął w jej ucho, aby nie poznała, że drży mu głos.
- Tak. Musiałam do tego dojrzeć, ale teraz już wiem.
- Dobrze. Jeżeli jesteś tego pewna dobrze, obiecywałem ci, że nigdy cię do siebie nie przywiążę. – Podniósł się i zaczął ubierać. Patrzyła na niego z wdzięcznością i zastanawiała się dokąd ją ta decyzja zawiedzie… Czy pozna jeszcze kogoś podobnego do niego? Kogoś tak dobrego?
- Pewnie jesteś głodna, chodź! – Chwycił ją za rękę i pociągnął w kierunku małego kwadratowego stołu. – Coś nam przygotowałem. – Kiedy wyjął z lodówki pieczonego kurczaka, i butelkę wina zamarzyła o kominku, ale wiedziała jakie są realia. Kochała go za jego troskę. Zawsze myślał najpierw o niej później o sobie, mimo że nie miał kieszeni wypchanych pieniędzmi.
- Jesteś kochany! – Była bardzo głodna, od rana nie miała nic w ustach, bo nie potrafiła nic przełknąć. Teraz, kiedy wszystkie zmartwienia poszły w niepamięć, była niemal nieprzytomna z głodu. Zjadła swoją porcję z pośpiechem ale z gracją.
W mieszkaniu panował półmrok. Jedynie fioletowa lampka przy łóżku była włączona i wieża, której wyświetlacz również emanował fioletami. Za oknem widać było ulicę, którą co chwilę przecinały pojazdy i rozdzierały ciemność światłami. Dzisiaj mieszkanie wydało jej się całkowicie nieznane. Zbyt czyste, ciche i tajemnicze. Cienie, chodzące po ścianach przypomniały jej mroczne zakamarki jej duszy. Przypomniała sobie jak bardzo dała się we znaki Sebastianowi a mimo to ona od niego odchodzi. Coś lekko szarpnęło jej sercem, ale umysł za chwilę zdefiniował wyrzuty sumienia i odepchnął je mocno.
- Połóż się spać. Wyglądasz na zmęczoną. – Troska w jego głosie zawierała coś więcej… Może żal? Pokręciła przecząco głową, aby odegnać od siebie tą myśl. Czy to możliwe, aby jedna, świadoma i w pełni przemyślana decyzja zamknęła ją w zdradzieckich mackach stawania się ofiarą? Nie mogła na to pozwolić.
- Sebastian, możesz mi powiedzieć co myślisz? Proszę… - Urwała, błagając go niemal o pozwolenie. Potrzebowała jego zgody i aprobaty.
- Nie jestem zaskoczony. – Odparł spokojnie. – Oboje wiedzieliśmy, że kiedyś do tego dojdzie. Nie jestem głupi Iza – wiem, że nie byłaś gotowa na poważne podejście do naszego związku. Chciałbym jedynie, abyś była szczęśliwa. Jeżeli uważasz, że tak będzie lepiej, to odejdź.
- Tylko czy ty również będziesz szczęśliwy? – Powiedziała bardziej do siebie niż do niego, ale usłyszał jej pytanie i przez jego twarz przepłynął kolarz różnych emocji i stanów.