Rozmowa
Tak zadziałoby się w moich wyobrażeniach, które rozwiał niespodziewany poślizg na lodzie, ukrytym pod cienką warstwą śniegu. Nogi wzleciały do góry i wraz z uderzeniem kości ogonowej o twarde, zmrożone podłoże, Pani Katarzyna, eleganckie, zamknięte biuro i koronkowy stanik pokruszyły się jak lód pod naporem rzuconego ciężaru.
Mimo przeszywającego bólu pozbierałem się w miarę szybko. Wstyd owego upadku był silniejszy, a do tego, gdzieś w oddali, usłyszałem wybuch śmiechu pomieszany z jękiem drobnego współczucia. Śnieg oblazł całe ubranie i zamienił mnie w żywego bałwana o czerwonej, przemarzniętej gębie i potłuczonej dupie. Zacząłem się poważnie obawiać o moje pierwsze wrażenie, ale Pani Katarzyna, chyba widzi jaka jest pogoda, pomyślałem przyspieszając kroku, bo umówiona godzina zbliżała się nieubłaganie.
Szedłem szybko i czułem jak pot spływa po plecach, skupiłem się na mojej prezencji, a pot rozlał się jeszcze bardziej. Czułem się jak bezkształtna masa, która gotowała się od środka i kostniała na zewnątrz. Ubranie żyło własnym życiem, bokserki wylazły, podkoszulka mokra od potu powodowała dreszcze, a szalik przy szyi nie spełniał już swych grzewczych zadać irytując mnie nagromadzonym nań śniegiem, który miarowo zsypywał się za kołnierz. Cały czas próbowałem się poprawiać, tu ułożyć, tam zwinąć, miałem wrażenie, że zaraz wszystko się rozpadnie i zostanę nagi i tak nagi stanę przed Panią Katarzyną, ale nie tak nagi jak w moich wyobrażeniach, pełen pewności siebie, tylko nagi i żałosny gotowy na spotkanie ze wstydem.
Walcząc z rozchełstaniem mojego stroju, musiałem jednocześnie wycierać kapiący nos, któremu poszła uszczelka nieprzystosowana do tak chłodnego klimatu. Do tego wszystkiego ból w okolicach kości ogonowej był coraz silniejszy, co wprowadzało mnie w spory niepokój, bo może powinienem udać się do lekarza, może powinienem zadzwonić do Pani Kasi i przełożyć spotkanie? Oczywiście tego nie zrobiłem, no bo jak, w jakim świetle by mnie to ukazało, nie uwierzyłaby przecież.
Zbliżałem się pod umówiony adres i już z daleka dostrzegłem ogrodzony czerwonym, blaszanym murem, teren Zakładów Cieplnych, gdzie miała mieścić się Agencja Reklamowa X.
Przed wejściem odwiedziłem pobliski sklep wielobranżowy. Moja rozdygotana i skostniała masa, zasypana śniegiem i cieknąca z nosa potrzebowała zakupić paczkę chusteczek i ogarnąć się przed spotkaniem z Panią Katarzyną.
W sklepie panowało kojące ciepło, ale widok kolejki zmroził mnie jak powietrze wiejące na zewnątrz. Jedna baba za kasą, cztery baby w kolejce, stary styl kupowania i ja, numer pięć, wykrzykujący w myślach serię typowych do takiej sytuacji przekleństw.