Róże w czerni cz-5
Po wyjściu Anety, usadowiła się wygodnie w fotelu, otulona szczelnie kocem – poddała się rozmyślaniom. Nie była pewna, czy jej długi są warte tak wielkiego poświęcenia? Jednak spojrzeć na to z drugiej strony. Przez to zwariowane małżeństwo, wszystko miałaby z głowy i może udałoby się wrócić na uczelnie? Ale jaką może mieć pewność, że nie wpakuje się w jeszcze gorsze tarapaty? Na dobrą sprawę, nie zna tego faceta i w ogóle nic o nim nie wie. Fakt, że widziała go z Anetą, jednak nie bardzo go pamięta. Tak naprawdę, nie mogła zrozumieć, dlaczego Aneta zwróciła się do niej, właśnie wtedy, kiedy nie ma Kasi. Przecież wyraźnie powiedziała, że jest jego dziewczyną. Więc dlaczego, on jej nie chce, tylko szuka kandydatki pośród nieznajomych? Po przemyśleniu tej dziwnej propozycji, postanowiła mieć uszy i oczy szeroko otwarte, by dobrze mu się przyjrzeć i usłyszeć, co ma do powiedzenia. Nie wiem, jak mu tam? Jeśli potwierdzi, co mówiła Aneta, może wcale nie byłoby aż tak źle. Przypomniała sobie kobietę, z którą jechała w jednym przedziale pociągiem. Po nawiązaniu rozmowy, kobieta powiedziała, że rozeszła się z mężem, tylko dlatego, żeby zachować dwa mieszkania. Ale wtedy były inne czasy - przyznała. Teraz planują pobrać się na nowo, przez wzgląd na dzieci. Kindze wydawało się to dziwne, jednak w tej chwili, nic nie jest w stanie jej zaskoczyć. Wstała z fotela, i przeniosła się na stary tapczan, który ledwie się trzymał kupy. Jednak nie mogła zasnąć, bo znowuż dopadły ją myśli. Teraz nie myślała o nieznajomym mężczyźnie, myślała o swojej siostrze, z którą się rozstała po śmierci rodziców i ślad po niej zaginą; prawdopodobnie umarła.
Kingę wyrwało z głębokiego snu, bicie dzwonów kościelnych. - Ale się wyspałam, za wszystkie czasy – powiedziała sama do siebie. Zerknęła na budzik i własnym oczom nie wierzyła, dochodziła dwunasta w południe. - Boże. Myślałam, że to szósta rano – mruknęła pod nosem. Zerwała się na równe nogi i zaczęła się pospiesznie ubierać. - Jak mogłam tyle godzin przespać, nie przebudzając się ani razu – mamrotała, kręcąc się po mieszkaniu. Ale nie było w tym nic dziwnego, przecież przez połowę nocy przywoływała wspomnienia. Zamyśliła się i otarła palcem załzawione oczy. - Niech się dzieje wola niebios, już nic gorszego nie może mnie spotkać, jak śmierć ukochanej siostry – pomyślała. Westchnęła ciężko i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie robiąc makijażu, zeszła do sklepu kupić coś do zjedzenia. - Najważniejsza rzecz, to kawa – powtarzała żeby nie zapomnieć. Gdy wróciła, zalała wrzątkiem chińską zupkę z makaronem, wkruszyła bułkę i zjadła z apetytem jakby to było wykwintne danie. Zaparzyła w kubku kawę, której jej tak bardzo wieczorem brakowało, a nie miała ani jednego grama. Nawet Anecie, nie zrobiła nic do picia. Ciekawe, co sobie o niej pomyślała. A może, uważa ją za sknerę, albo za źle wychowaną pannicę? - nasuwały jej się myśli. - Właściwie, co mnie obchodzi Aneta oraz jej kochaś – mruknęła pod nosem. Dmuchnęła w kubek, by opadła pianka świeżo zaparzonej kawy i z zamkniętymi oczami delektowała się aromatem. - Ciekawe, czy przyjdą – szepnęła i zaczęła palcami bębnić o blat ławy. Dlaczego, Aneta nie wspomniała ile jej kochaś ma lat, a przecież to bardzo ważne? Fakt, że ona jest młodą dziewczyną, ale to nie świadczy, że on też jest młody. Zdawała sobie sprawę, że młode dziewuchy zazwyczaj lecą na starych forsiastych facetów. W końcu, gdy nad wszystkim pomyślała i wzięła do serca każdy najmniejszy szczegół, doszła do wniosku, jeśli ten facet jest przed pięćdziesiątką, to bez zastanowienia powie mu; żegnaj. Natomiast ostrzeżeń Anety, nie brała sobie za bardzo do serca. Przecież złożyła przysięgę, że cnotę straci tylko z mężczyzną, w którym kiedyś się bez pamięci zakocha. Roześmiała się beztrosko jak małolata i powiedziała sama do siebie. - Choćbyś nie wiem jak był przystojny, nie ulegnę ci. Przysięgam, będą nas łączyły tylko sprawy zgodne z umową – zarzekała się głośno. Spojrzała na zegar, dochodziła szesnasta. A może się rozmyślił i nie przyjdzie? Chyba tak byłoby najlepiej – odpowiedziała na swoje pytanie. Raptownie poderwała się z miejsca, chwyciła za skurzawkę i zabrała się po raz drugi do ścierania kurzu. Wzdrygnęła się, bo ciszę, jaka wokół panowała, przerwał alarmujący dzwonek u drzwi. Gdy otworzyła w progu stała sąsiadka z uśmiechem, od ucha do ucha.