Róże w czerni cz-5
-Posłuchaj, Kinia – przemówił do niej łagodnie, jak do małej dziewczynki. - Może byś pojechała jutro ze mną? Moglibyśmy wspólnie wszystko załatwić w urzędach, co ty na to?
- Przykro mi. Gdybyś powiedział wcześniej, to bym się zgodziła, ale już mam inne plany na jutro i nie mogę ich zmienić.
- A co teraz robisz? Bo mam pewną propozycję.
- Farbuję sąsiadce włosy na rudo – odpowiedziała śmiejąc się serdecznie.
Zawtórował jej śmiechem.
- Ty? – spytał zdziwiony.
- A dlaczego nie? – odpowiedziała pytaniem.
-To znaczy, że mam pecha? – spytał.
- Chyba tak – odpowiedziała krótko.
- Wobec tego, przyjemnego farbowania i do zobaczenia jutro. Zadzwonię o szesnastej, będziesz w domu?
- Tak, mam nadzieję, że będę – odpowiedziała chłodno.
- To do jutra. Cześć! – powiedział dość głośno i odłożył słuchawkę.
Zastanowił się, po co w ogóle dzwonił i co chciał jej powiedzieć. Nie mógł zrozumieć, dlaczego gdy usłyszał jej głos zapomniał języka w gębie. Dłuższą chwilę stał w bezruchu, trzymając dłoń na słuchawce, czuł się poniżony i odrzucony jak bezpańskie zwierze. Po jakimś czasie ogarnęła go złość, że zaprząta sobie głowę nieznajomą dziewuchą, z którą ma go łączyć tylko umowa, nic poza tym. Wyjął z portfela jej dowód osobisty i zaczął go starannie przeglądać. Kiedy skończył, swój wzrok zatrzymał na zdjęciu? Uśmiechnął się triumfalnie. – Wiesz mała, ze mną nie pójdzie ci łatwo. Najpierw cię w sobie rozkocham, potem cię przelecę. A kiedy wreszcie zgarnę kasę dziadka i stanę się jego spadkobiercą – wtedy dopiero pomyślę o rozwodzie. Podszedł do barku, napełnił kieliszek wytrawnym winem i zrobił gest toastu. – Twoje zdrowie mały kotku, dbaj o siebie – powiedział kpiąco.
Anna Kowalczak