Róże w czerni cz-2
-Pozostał mi jeden kisiel, zjedz sobie – rzekła, podając mu kubek. - Masz dużo szczęścia Arturze, że poznałeś tak zacnego człowieka. Jednym słowem, jesteś w czepku urodzony – powiedziała, kiwając głową.
- To nie jest mój prawdziwy dziadek - odpowiedział chłopiec.
- To nie ważne, czy prawdziwy, czy przyszywany. Liczy się jego wielka miłość do ciebie.
Od tego dnia, przybrany dziadek odwiedzał Artura przez osiem lat. Nie przyjeżdżał zbyt często, tłumaczył się wiekiem i chorobą wieńcową serca. Ale tak jak przyrzekł, nigdy o nim nie zapomniał. Pisał długie listy, przysyłał pieniądze, książki i różne drobiazgi. Pamiętał o dniu imienin i urodzin, na których zawsze było mnóstwo słodyczy i niekiedy czekoladowy tort z palącymi się świeczkami, a przy każdym spotkaniu, obiecywał mu życie w bogactwie, które on rzekomo mu zapewni, po opuszczeniu bidula. Na swoje osiemnaste urodziny, kiedy nadszedł czas opuszczenia domu dziecka. Artur otrzymał od anonimowego sponsora kawalerkę, oraz pieniądze na jej umeblowanie. Nie wiedział, od kogo, ale nie podejrzewał o to dziadka, bo skąd taki biedak, może mieć fortunę? Często myślał, że starzec, ma po prostu wyobraźnię i tak naprawdę puszczał jego słowa między uszy. Jednak dziękował Bogu za wszystko, co dał mu los i ten biedny stary człowiek, który by jego uszczęśliwić z pewnością, odejmował sobie od ust. Zdawał sobie sprawę, że wszystko, co posiada zawdzięcza szczęściu i czekał tylko na tą wielką miłość, którą ma ponoć zapisaną w gwiazdach. Przez ostatnie pięć lat, dziadek nie dawał znaku życia. Artur tłumaczył sobie, że na pewno umarł. Żałował, że nie wiedział, kim był ten ubogi, prosty człowiek, który wniósł do jego małego serduszka tak wiele radości. Jako dorosły już mężczyzna snuł marzenia, żeby, chociaż jeszcze raz w swoim życiu uścisnąć mu dłoń i podziękować za okazaną miłość, której wtedy tak bardzo potrzebował. Wnet jednak pogodził się z myślą, że stracił go na zawsze, bo nieubłagana śmierć, na pewno zamknęła jego powieki. Żył jednak nadzieją, że może kiedyś odnajdzie jego grób, wtedy złoży na nim najpiękniejsze róże. Artur uwielbiał róże, podziwiał ich zapach i piękno. Twierdził, że żadna z jego poznanych dotąd kobiet, nie zasługuje na takie szlachetne kwiaty. Natomiast święcie wierzył, że gwiazdy ześlą mu tą wielką miłość, wtedy wybrance swojego serca, usypie drogę z najpiękniejszych białych róż. Jednak przez chwilę nie pomyślał, jak okrutnie zadrwi z niego los, a te piękne białe róże, bardzo długo będą go nawiedzać w koszmarnych snach.
Minęło sześć lat, od chwili, gdy Artur opuścił dom dziecka i zamieszkał samotnie w swej zacisznej kawalerce. Pomimo że ukończył już dwadzieścia cztery lata, nawet przez chwilę nie pomyślał, że powinien się ożenić. Z Anetą przeważnie spotykał się na mieście, noce spędzał w jej małym pokoiku lub w hotelu. Natomiast swoje mieszkanie uważał za prywatne terytorium i nie myślał nikogo do niego zapraszać. Nie miał również zamiaru, gościć u siebie żadnych kobiet, by się panoszyły jak szare gęsi. Jednak przyrzekł sobie, że wprowadzi się do niego kobieta, którą nad życie pokocha i która godna będzie jego gorącej miłości. Wszystko by się toczyło normalnym trybem życia, gdyby pewnego ranka do drzwi nie zadzwonił listonosz.
- List polecony dla pana, proszę pokwitować! - rzekł służbowym głosem.
- Chyba monit z Urzędu Skarbowego?- spytał z niezadowoleniem, Artur.