Róże w czerni cz-1

Autor: annakowalczak
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Już pod koniec kwietnia zaczęła się poprawiać pogoda, ale początkowe dni maja były wręcz upalne. Temperatura dochodziła do trzydziestu stopni w cieniu, a skwar jaki panował był nie do zniesienia. Szczególnie w miastach dawał się we znaki ten doskwierający z nieba żar, gdzie nagrzane słońcem mury sprawiały, że nie było czym oddychać. Nic dziwnego, że strudzeni i wyczerpani upałami ludzie, szukali wytchnienia na skwerach, przy fontannach, z których tryskała zimna woda, niosąc chwilową ulgę. Zaludniły się parki. Na ławkach można było spotkać w różnym wieku odpoczywających, niektórych z książką w ręku lub rozwiązujących krzyżówki. Byli też tacy, którzy nie mieli ochoty poczytać nawet bezpłatnej gazety, tylko przyglądali się kaczkom, które z skuloną pomiędzy skrzydełkami główką, pływały beztrosko po niezbyt czystej wodzie, od której zawiewało niemiłym zapachem. Natomiast ci, którzy byli bardziej uodpornieni na słoneczne promienie, spędzali każdą wolną chwilę na plaży, gdzie roiło się od kolorowych koców oraz wyblakłej po zimie golizny. Jednym słowem, wszystko wskazywało na to, że w szybkim tempie zbliża się tak bardzo oczekiwane lato. - Boże, co za susza – szemrali działkowicze, wyglądając niecierpliwie, chociaż kilka kropel deszczu. Deszczowej pogody nie pragnęli tylko ludzie, którzy zmęczeni całotygodniową harówką, niecierpliwie czekali na weekend. Nie pragnęli go również maturzyści, twierdzili bowiem, że intensywny zapach lewkonii i konwalii dodaje im wiary w siebie, a ostre słońce wdzierające się przez uchylone okna przesyła im w darze swoje promienie, które mają być szansą w ich dojrzałym życiu. Trudno powiedzieć, komu przypisać tak nagłą zmianę upalnej pogody, która zmieniła się dosłownie z dnia na dzień, a rtęć termometrów spadła z trzydziestu na dziesięć stopni. Całymi dniami padały ulewne deszcze, jakby niebiańskie sklepienie otworzyło swe śluzy i nie było nikogo, kto by je pozamykał. Wiały porywiste wiatry, a miejscami huragany, które narobiły niemałe szkody i oczywiście wielkie straty. Nie było burzy z piorunami, ale prawdę mówiąc, było coś gorszego od burzy. Z trzaskiem spadały na ziemię łamane gałęzie drzew, niektóre oblepione kwiatami, co dopiero okwitły i zaczął się zawiązywać owoc, oraz tych, które jeszcze nie zdążyły na dobre rozkwitnąć. Miejscami padał grad wielkości laskowego orzecha, może nawet jeszcze większy, a w górach posypał się śnieg. Gwiazdka w maju, zanosi się na ciężkie czasy – mówili starzy ludzie, którzy przeżyli drugą wojnę światową. Drudzy twierdzili, że to zasługa trzech majowych ogrodników, jeszcze inni byli pewni, że zbliżają się imieniny zimnej Zośki i niewykluczone, że po piętnastym maja, znowu dopisze pogoda. Jednak ci, co czytają gazety od deski do deski, nie pomijając nekrologów oraz reklam; przypuszczali, że na pewno coś walnego, tak jak kiedyś w Czarnobylu. Na temat pogody nie wypowiadali się tylko mężczyźni, którzy przemieszczali się samochodami, a wieczory spędzali w pubach delektując się piwem. A jeśli kogoś było stać na większy luksus, odwiedzał kasyna i salony gier. Ta deszczowa pogoda oraz zimnisko, jakie panowało od trzech dni, nie przeszkadzało również młodym ludziom, inaczej mówiąc stałym bywalcom dyskotek. Zazwyczaj było dość tłoczno w dyskotece, która mieściła się gdzieś na obrzeżach miasta, w pobliżu Warty, do której nie można było dojechać tramwajem, tylko miejskim autobusem. Nie mogę, sobie przypomnieć nazwy dyskoteki, ale wiem na pewno, że należała do największych oraz najpopularniejszych dyskotek w mieście. Może swą wielką popularność zdobyła tym, że panie miały zawsze wstęp wolny nie płacąc za bilet, a mężczyźni ze sporą kasą w kieszeni, pędzili na łeb na szyję, myśląc, że uda im się poderwać jakąś,, laskę’’. Naprawdę, było w czym wybierać. Był jeszcze jeden powód, dla którego tak dobrze prosperował lokal, zdobywając rozgłos; wpuszczano tylko osoby pełnoletnie. Nie przeczę, że nie udało się wślizgnąć, jakiejś dobrze zbudowanej, o wyrazistym makijażu, wyrośniętej piętnastolatce, ale to należało raczej do rzadkości. Nie było jednak ograniczenia, do jakiego wieku można się zabawić, więc spotykano nawet dość wiekowych, przeważnie mężczyzn. Stałym bywalcem, słynnej w całej Wielkopolsce dyskoteki był ,,Dziadzio Władzio’’ emerytowany nauczyciel tańca. Pomimo że liczył ponad sześćdziesiąt lat, jednak duchem i werwą mógł prześcignąć nawet niektórego dwudziestolatka. Miał swój styl, wcale nie zamierzał go zmieniać. Zazwyczaj ubierał dżinsy, oraz kolorową koszulę w kratę, a jego szyję zdobiła apaszka, w zależności od koloru koszuli, przeważnie czarna lub czerwona. Brakowało mu tylko kapelusza z dużym rondem, bo wówczas przypominałby swym wyglądem sławnego Johna Wayne’a na dzikim zachodzie. Nie był za bardzo wysoki, ale nie należał również do ludzi niskiego wzrostu, jednak jego rysy wskazywały, że kiedyś był cholernie przystojnym oraz diabelnie uwodzicielskim mężczyzną. Potrafił się Władysław bawić, oj potrafił, a nogi same rwały się do tańca, jak u Freda Astaire. - Ahoj! Ahoj! – krzyczał na całe gardło, pokazując swoją sztuczną szczękę. - Ahoj! Ahoj! – wtórowało mu rozbawione towarzystwo, które próbowało naśladować jego zwinne ruchy, ale nie bardzo im  wychodziło. Wiadomo, przecież Władzio był zawodowym tancerzem. Tego deszczowego wieczoru w dyskotece, jak zwykle była przewaga kobiet najwyżej do trzydziestu, może nawet do trzydziestu sześciu lat, ale na pewno nikt się nie nudził, gdyż zabawa była wspólna, inaczej mówiąc w kółeczku. Jednak nie wszyscy mieli ochotę na zabawę. Byli też tacy, którzy przyszli pogawędzić przy barze, popijając drinka, dowiedzieć się, co kupić, a co sprzedać, by zarobić jakiś grosz.

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
annakowalczak
Użytkownik - annakowalczak

O sobie samym: Napisz kilka słów o sobie
Ostatnio widziany: 2018-12-26 19:20:59