Rozdział drugi.
- Dlaczego?
- Sama musisz to odkryć. Bo tak szczerze mówiąc. Niewiele wiem.
- A co wiesz?
- Że to wypadek.
- Opowiedz?
- Potrącił cię samochód. Śmierć na miejscu. Nie wiadomo jak to się stało. Wszyscy milczą. Przede mną.
- Oh.
Rozmowa trwała jeszcze długo. Właściwie. Nieprzerwanie. Cóż. Najlepszy przyjaciel.
Szybko się okazało. Że nic tu po mnie. Ubrałam się. Wyszłam. Wraz z towarzyszem mojego nieżycia. Dowiedziałam się jak inni mogli go zobaczyć. A mnie nie. To proste. Wystarczy chcieć. Ja – przekonana, że duchów nie można – pozostawałam niedostrzegalna. On – przekonany, że duchy nie istnieją – był dostrzegalny. To było zabawne. Spytałam również jak to się stało. Że obudziłam się w bluzce. Przebrał mnie. Cóż. I tak lubię czarne ubrania.
I nagle pytań stało się mniej. Prawda. Gdy tylko się skończył jakiś temat od razu padało kolejne pytanie.
Śmiesznie robiło się z każdą chwilą. Cieszyłam się jego obecnością. Szczęściem. Aczkolwiek wiedziałam. Brakuje mu czegoś. Nie był tą samą osobą. Którą znałam za życia. Ale i ja. I on. Byliśmy martwi. To wszystko było tak skomplikowane, że aż nierealne. Ale jednocześnie nie było nic prostszego.
A chwilę później przypomniałam sobie. Dlaczego on jest na ziemi? Gdy go o to spytałam odparł, że umierając, myślał tylko o jednym. By być przy mnie. Następnie dowiedziałam się, że miał ściągę, list. Co i jak. Żeby mnie odnalazł. To wykraczało poza moje rozumowanie. Ale pewnie tak miało być. Nie rozumiałam go zawsze. Guptasek. Jakiś czas później. W tej rozmowie. Ktoś wpadł na pomysł. Że i ja mam list.