Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 4
Wszystko zawsze było takie normalne. Rodzice starali się dać im wszystko. Zawsze marzyła o takiej miłości, jak właśnie ich. Kochali się i to było widać. Ona miała zaledwie piętnaście lat, a już miała za sobą jeden nieudany związek. Teraz siedziała w swoim pokoju i pisała właśnie wypracowanie na język polski. Temat był wprost stworzony dla niej. Jednak przez samotność i brak miłości nie umiała ugryźć motywu.
Pamiętała to, jakby to miało miejsce wczoraj. Była rok młodsza. Jej klasa liczyła wówczas trzydzieści dwie osoby. To sporo, jak na gimnazjum. Zaraz na samym początku do ich klasy dołączył chłopak. Był bardzo przystojny. Połowa dziewcząt oszalała na jego punkcie. Jakże była zdziwiona, gdy zainteresował się właśnie nią. Początkowo unikała kontaktów z chłopcem. Zawsze była nieśmiała, jeśli chodziło o kontakty z młodzieńcami. Rumieniła się bardzo szybko, a w ustach brakowało słów. On jednak był cierpliwy. Z biegiem czasu przekonał ją do siebie. Zakochała się i była pewna, że to ten jedyny. Jednak nie było jej dane odczuwać szczęścia zbyt długo.
Zbliżały się święta wielkanocne. Basia bardzo się cieszyła na ten czas. Chcieli razem spędzić drugi dzień świąt wraz z jego rodzicami. Długo zastanawiała się w co się ubrać. To musiało być coś eleganckiego, ale też młodzieżowego. Kiedy wreszcie wybrała odpowiedni strój, poprosiła tatę o podwiezienie. Zrobił to bez zastanowienia.
Na miejscu była wcześniej niż się umawiali. Rodzice jej ukochanego byli bardzo mili. Wpuścili ją do środka, po czym pokazali, gdzie znajduje się jego pokój. Poszła tam, ale nie weszła do środka. W tym momencie jej świat wywrócił się do góry nogami. Zobaczyła go, jak rozmawia przez telefon. Nie byłoby w tym nic dziwnego. Przecież każdy ma do czynienia z rozmowami telefonicznymi. Słowa, które usłyszała do dzisiaj dźwięczą jej w głowie: „Nie pękaj - mówił wówczas. - Już dzisiaj będzie moja, a ty szykuj ustalone pięć stów” - w tym momencie zobaczył ją. Po jej twarzy spływały łzy, rozmywające jej starannie zrobiony na ten dzień makijaż. W ułamku sekundy odwróciła się ku wyjściu. Jednak nie zdążyła. Drogę zastąpili jej rodzice chłopaka. Byli zdziwieni nagłą zmianą nastroju Basi. Pytali, co się stało, dlaczego płacze. W końcu wydusiła z siebie przyczynę swojej rozpaczy i wybiegła z ich pięknego domu. Dusiła się w nim. Nie zdążyła zadzwonić po tatę. Ojciec chłopaka podszedł do niej i powiedział, że odwiezie ją do domu. Zgodziła się. Nie miała siły by odmówić. Drogą powrotną nie odzywała się. Od mężczyzny natomiast usłyszała tylko jedno zdanie: „Przepraszam, że mój syn to skończony idiota.” Nie widziała go już w szkole. Dowiedziała się od wychowawczyni, że rodzice przenieśli go do szkoły, jak to nazwała z podniesioną dyscyplina. Wiedziała, dlaczego.
Teraz, gdy po roku wróciła do tych wspomnień ponownie po jej policzku popłynęła samotna łza. Otarła ją i wzięła się do pisania wypracowania.
***
Obudziła się, nie bardzo wiedząc, gdzie się znajduje. Wstała i zapaliła lampkę nocną. Powoli dotarło do niej, że znajduje się w pokoju Kajtka. Kręciło się jej w głowie. Starając się utrzymać równowagę powędrowała do łazienki, gdzie zwymiotowała. To było coś nowego. Wcześniej nie wymiotowała. Była słaba i krwawiła z nosa, jednak nie wymiotowała. W dodatku, gdy poczuła zapach przyniesionej przez Kajtka kawy poczuła kolejne mdłości.
- Która godzina? – spytała, próbując zatrzymać zbliżającą się falę wymiotów.